niedziela, 23 listopada 2014

#1 Nie taki fanfik straszny, jak go Sauron maluje

Witam!
Wiecie zapewne, jak bardzo zirytowały mnie pomysły zaczerpnięte z twórczości Tolkiena i niecnie wykorzystane przez autorkę bloga "Another Equestria", którego analizę ostatnio robiłam. Postanowiłam więc znaleźć jakieś opko tolkienowskie jako nowy materiał.
Jak wiadomo, złapanie właściwego tropu od zera nie jest łatwe, mimo to szukałam, przeglądałam i nie traciłam nadziei. Nagle natrafiłam na... coś. Z początku uwierzyłam, że znalazłam wymarzonego Opkowego Graala, no bo co wy byście sobie pomyśleli, gdybyście natrafili na bloga z powtarzalnie angielskojęzycznym adresem i tytułem oraz nagłówkiem, z którego spoglądają na was: Legolas zarzucający włosami, zawstydzony Aragorn i naburmuszony Gimli, a w informacjach przeczytali, że autorka otwarcie przyznaje się do bezczeszczenia tolkienowskiej wizji? Toż to łakomy kąsek dla naiwnego poszukiwacza bezsensu.
Zaczęłam czytać... i zostałam urzeczona. O dziwo pozytywnie.
Jak to się stało, że po raz pierwszy w życiu ujrzałam twór o elementach doprowadzających fana filmów o Śródziemiu do depresji, a wcale takowej nie powoduje? Przeczytajcie teraz o blogu, na którym ponoć był sam Sauron, i sami się dowiedzcie.
~~
Zacznijmy od początku. Blog, o którym będę tu rozprawiać, nosi nazwę "Sauron Was Here!" (z ang. Sauron tu był!) i mieści się pod adresem: sauronwashere.blogspot.com. Wchodząc na niego, najpierw widzi się nagłówek, który opisałam we wstępie, a tuż po tym... nic. Wystrój bloga jest bardzo skromny, co oczywiście nie oznacza, że nie ma w tym uroku, natomiast równie ubogo jest w informacje; nie wiadomo nawet, kiedy zostały opublikowane posty, bo po prostu nie ma przy nich dat.
Jednak nie wyglądowi chciałam poświęcić tę notkę, a treści. Treść jest bowiem przyczyną całego tego przedsięwzięcia. 
Przede wszystkim można się domyślić, że "Sauron Was Here!" nie należy do blogów znanych, ani aktywnych. W sumie szkoda, bo chętnie poczytałabym sobie opinie innych ludzi na temat ryzykownego podejścia autorki do tematu. Tak czy siak, mieści się tu kilka opowiadań, które postaram się omówić bez spoilerowania.

1. Problemy z kobietami
 Aragorn (już jako król Gondoru) i Legolas siedzą w karczmie. Władca ma kryzys małżeński i liczy na pomoc elfiego przyjaciela. Obaj zastanawiają się, co może być przyczyną kiepskiego nastroju Arweny.
 Oto ukazanie męskiego punktu rozumowania kobiecych uczuć. Miło się czyta, kontrowersyjne tematy tu nie występują, można dopatrzyć się nawet elementów komicznych, tyle że nie wszyscy mogą zrozumieć ten typ humoru. Autorka póki co nie spełnia pogróżki pod tytułem "pisarski burdel, syf oraz chłam" (jak ona sama określiła).

2. Implikacja swawoli
 Pewna elfka budzi się o poranku i odkrywa ze zgrozą, że leży u boku księcia Mrocznej Puszczy, w dodatku otoczona niewyobrażalnym bałaganem w sypialni i poza nią. Jakby tego było mało - nic nie pamięta z poprzedniej nocy, tak jak jej przyjaciółka. Dziewczynom pozostaje jedno: muszą wszystko sprzątnąć zanim Legolas się obudzi.
 Wielu z was, czytających to streszczenie, pewnie przyszedł na myśl "Kac Vegas". Powiedzmy, że to te klimaty. Różnica polega na tym, że główne bohaterki nie próbują wnikać w to, co mogło wydarzyć się ubiegłej nocy, mimo iż ta myśl przebiega im momentalnie przez głowy. Osoby, którym "Kac Vegas" nie przypadł do gustu, nie muszą się obawiać, bo tak jak pisałam wcześniej, bohaterki chcą tylko zrobić porządek. Trochę humoru występuje. A jak ktoś ma jeszcze wątpliwości, autorka pomyślała o wszystkim, czego mogłyby się uczepić fanki Legolasa, więc czytelnik zostaje zatrzymany na granicy między poglądami. To chyba tyle.

3. Zgubiony
 Kili przybywa do królestwa elfów. Tak naprawdę nie ma na to ochoty, ale jego brat Fili poszedł tam kilka dni temu i nie wrócił, więc młodszy krasnolud postanowił sprawdzić, co się stało.
 To już twór większego kalibru wystawiający nerwy ludzi darzących elfy choćby lekką sympatią na próbę. Pogardliwy stosunek do tej rasy został pokazany bardzo szczerze, może nawet przesadnie. Niewątpliwie krew się zagotuje, ale jak tu nie uśmiechnąć się z politowaniem czytając o Kilim święcie przekonanym, że Thranduil to "ona"? Krótko mówiąc: krasnoludzki humorek nie jest dla wszystkich.

4. Wyrodny syn - część 1
 Thranduil jest wyraźnie wytrącony ze swojego dotychczasowego stanu emocjonalnego. I to tak bardzo, że żąda przekazania wiadomości do Thorina. Co takiego się stało? Nie wiadomo. Król wciąż tylko powtarza: "Gdzie popełniłem błąd?"...
 Tutaj wysuwanie idących dalej niż poza fabułę postu wniosków jest dość ryzykowne; historia wygląda na niedokończoną i śmiem twierdzić, że kontynuacja się nie pojawi. Fragmenty skupiające się na osobie elfiego władcy to kolejny ukłon w stronę stereotypowego poczucia humoru, co obrócone w niewinny żarcik daje się przełknąć. Jedyny problem to fakt, że nie otrzymujemy kontynuacji i nie dowiadujemy się, w czym zawinił Legolas. *smuteczek*

Cóż, teraz wypadałoby napisać jakiś wniosek, a może morał z odcinka... Cokolwiek.
Bo na zakończenie chcę stwierdzić, że nawet kiedy autorka bądź autor wprost grozi nam syfem i chłamem, to czasem warto te pogróżki zignorować i odkryć coś całkiem ciekawego do czytania. Należy wziąć pod uwagę, że w internecie trudno o fanfika z uniwersum Władcy Pierścieni czy jakiegokolwiek innego, który nie byłby napisany przez zadufaną w sobie gimnazjalistkę (nie no, to nie musi być gimnazjalistka) nie przyjmującą do wiadomości wszelkiej krytyki na temat jej "arcydzieła".
Hmm... Co mogę jeszcze napisać? Zainteresowanym życzę miłego czytania, a sobie - znalezienia właściwego materiału na analizę.

Pozdrawia was Deni zbierająca elfie fatałaszki rzucane na podłogę przez Legolasa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz