sobota, 19 września 2015

Mag stroniący od czarów i nieziemska fizyka broni białej (Wrota Baldura cz.1)

Witajcie!
Oto nadszedł ten niezwykły dzień. Po raz pierwszy w historii Boru Zagubionych Tworów analizowaniem zajmą się dwie osoby! Jadzię przedstawiłam w króciutkiej pozostałości po "Drodze do...", teraz sama o sobie opowie.
Dzień dobry, moi mili.
Zwę się szumnie Jadzią. Nieliczni wtajemniczeni mogą kojarzyć mą personę z Czarnych Owiec, gdzie zajmowałam się analizowaniem Zaklętej M. Olszańskiej. Niestety, z przyczyn studencko-życiowych zmuszona byłam na długi czas rozstać się z analizami. Jednak jak to bywa w przypadku ludzi mieszkających w Internetach - nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. Postanowiłam więc dołączyć do Boru (Deni taka dużo dobra, przyjęła mnie!) i atakować więcej złych książek i opek. Powinnam się w tym miejscu zaśmiać złowieszczo, ale mam chrypę, więc i tak nie wyjdzie.


W dzisiejszym odcinku zapraszamy na analizę wiekopomnego dzieła, na którego myśl zawsze włącza mi się agresor. Ze złymi fanfikami jest trochę jak z klasówką z matmy: że wszyscy wiedzą, że będzie i jest zła, ale dramę ma się właściwie dopiero podczas czytania. Jednak w momencie, kiedy takie cuś zostaje wydane... no właśnie.

Niniejszym zapraszam Państwa na analizę...


Analizują: Deni i Jadzia
Rozdział pierwszy został już co prawda zanalizowany przez Winky (klik), ale nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy nie dodały czegoś od siebie. Starałyśmy się nie powielać komentarzy, ale nie zawsze było to możliwe.

Philip Athans Wrota Baldura, Wydawnictwo ISA, 1999.

Na początek mamy dedykację:
Moim dwóm córkom dedykuję
(wciąż jestem normalny)
po przeczytaniu tej książki mam niestety wątpliwości. Przykro mi.

Podziękowania
Adela stworzyłem sam, ale każda inna postać w tej książce, czy to pojawiająca się na początku, w środku, czy na jej końcu, powstała na podstawie wspaniałej komputerowej gry Baldur’s Gate,
Niestety, jak przekonamy się z treści - autor nas oszukał. Większość postaci nosi jedynie imiona tych znanych z gry. Ale hej! kto bogatemu zabroni?
Ja tam zupełnie nie znam kanonu, ale to nie przeszkadza w analizie treści merytorycznej. 
Nawet lepiej: dzięki temu nic nie ujdzie naszej uwadze, muahaha.

dzieła twórców z BioWare: Jamesa Ohlena, Lukasa Kristjansona, Roba Bartela, Raya Muzyki, Johna Galaghera, Scotta Creiga i całej reszty ekipy BioWare, która opracowała grę. Dzięki wam, chłopaki, grało się naprawdę świetnie! Na koniec muszę też podziękować mojemu wydawcy, Jessowi Lebowowi. (Tak jak chciałeś, umieściłem cię w tej książce. No i gdzie jest obiecane mi pięć dolców?)
Problemy życiowe autora tak bardzo.

Rozdział pierwszy
Ostrza starły się ze sobą aż iskry poszły. Abdel natarł z taką siłą, że jego ramię wpiło się w ciężkie ostrze własnego pałasza.
Wyszło mi, że trzymając w dłoni pałasz, Abdel wbił go sobie w ramię. Niby można, ale po co?
Może pałasz był zaklęty i obrócił się przeciwko niemu?

Zignorował ból i pchnął jeszcze mocniej.
Masochista.

Był na tyle wysoki i silny, by zdecydowanie wytrącić swego przeciwnika z równowagi. Wróg zatoczył się dwa kroki w tył i wyrzucił lewą rękę w bok, by powstrzymać upadek.


Abdel natychmiast wykorzystał przewagę i ciął w odsłonięty brzuch napastnika, rozdzierając na strzępy jego kolczugę, ciało i kręgosłup.
Już widzę kręgosłup rozdzierany na strzępy.

Abdel rozpoznał dwóch z czterech mężczyzn próbujących go zabić. To byli najemnicy, twardziele tacy jak on sam. Na pewno ktoś im zapłacił, ale kto i dlaczego – tego Abdel nie wiedział.
 Szanowni Państwo, mamy pierwszy gwałt na kanonie. Prosimy nie karmić i nie głaskać. W grze osobami atakującymi głównego bohatera i jego ojczyma jest główny villain i jego świta. Tu mamy jakichś najemników, którzy nie przedstawiają swoich zamiarów. Przez to nasz papierowy bohater nie ma pojęcia, że to on jest głównym celem zbirów.

Szczerze mówiąc - nie wiem, jaki był powód tej zmiany w wykonaniu p. Athansa poza tym, że przecież Abdel nie mógłby zabić tego złego w pierwszym rozdziale, więc musiałby - o zgrozo - uciec z bitwy, jak w grze. A nasz Gary Stu nie mógłby tak po prostu zbiec! 

Minęło jakieś dziesięć czy nawet dwadzieścia sekund, zanim mężczyzna, którego Abdel zabił, pojął, że jest już martwy.
Coś jak w Zmierzchu, gdzie Bella nie ogarniała, że krzyczy. Mój organizm - tak bardzo skomplikowany.
Po prostu wciąż wierzył, że nie został trafiony.

Patrzył się w dół, na głęboką ranę w swoim brzuchu, przecinającą go prawie na pół. Krew była wszędzie, czerwień mieszała się z żółto-szarą tkanką rozprutych wnętrzności. Twarz umierającego przybrała niemal komiczny wyraz: była biada, zaskoczona i jakby zniesmaczona.
Musiałam.
Każdy byłby zniesmaczony, widząc własne wnętrzności poza ciałem.
 
Ten widok sprawił, że serce Abdela zabiło żywiej; on sam nie wiedział, czy z powodu szoku czy raczej przyjemności. Tę chwilę zastanowienia Abdel niemal przypłacił życiem, kiedy jeden z pozostałych bandytów niespodziewanie zbliżył się, wywijając trzymanymi w obu dłoniach małymi, ostrymi toporkami.
Stał tak i patrzył na walkę, aż w końcu nadeszła jego tura.
Uff, dobrze, że Abdel wyrzucił odpowiednią liczbę oczek na kostce, inaczej byśmy mieli mokrą plamę zamiast g[ł]ównego bohatera w pierwszym rozdziale. 

– Kamon (Przeczytałam "Kanon")– zawołał go po imieniu Abdel, jednocześnie cofając się pół kroku w tył (już się bałam, że cofnął się do przodu), aby uchylić się przed drugim toporkiem. – Dawno się nie widzieliśmy.

Pracował z Kamonem jakiś rok temu, strzegąc pewnego magazynu w Athkatli, gdzie jakiś tajemniczy towar leżał na tyle długo, by przyciągać uwagę złodziei.
Powitajcie kolejny Gwałt Na Kanonie: Abdel jest światowym i doświadczonym najemnikiem. Przyznam, że chociaż na początku było mi zasadniczo wszystko jedno, to potem zaczęło mnie bardzo mocno drażnić. Brak doświadczenia życiowego głównego bohatera był jednym z elementów gry: dzięki temu obserwowało się rozwój postaci od nieogarnionego podlotka do superbohatera.
Zastanawialiście się kiedyś jak nudny i głupi byłby Władca pierścieni, gdyby Frodo od początku był doświadczonym wojownikiem? Witamy we Wrotach Baldura
Każdy element naszego życia byłby nudny, gdybyśmy mieli wszystko podane jak na tacy. *filozofia tak bardzo*

Tylko Kamon walczył dwoma bliźniaczymi toporkami.
Trudno by mu było walczyć z trzema bliźniaczymi toporkami.

Niski i przysadzisty, był wojownikiem, którego wielu mniej doświadczonych przeciwników nie doceniało. Każdy, kto siedział w tym fachu tak długo jak Abdel, mógł zobaczyć w jego błękitnych oczach, rzucających szybkie i bystre spojrzenia, jak groźnym rywalem był Kamon.
Kto miał te błękitne oczy? Bo wyszło mi, że ten cały Kamon sam się przeglądał we własnych oczach.
Jak dla mnie, to Abdel miał błękitne oczy, które rzucały szybkie spojrzenia i można było w nich zobaczyć, jak groźnym przeciwnikiem był Kamon. 

– Abdel – zaczął Kamon – przykro mi z powodu twojego ojca.
To był stary trik z odwróceniem uwagi,
Te intrygi na poziomie gimnazjum...

starszy nawet niż sam Gorion, który kiedyś wydawał się Abdelowi najstarszym człowiekiem przemierzającym ulice i trakty Faerunu.

Abdel zerknął kątem oka na swego ojca. Gorion trzymał się dzielnie, jak zwykle starając się tak walczyć, by nie zabić bandytów, którzy oczywiście nie byli tak łaskawi jak ów starzec.
Jakim cudem ów starzec jeszcze żyje?

Atakował go szablą bandzior o ciemnej karnacji skóry, z wyszywaną opaską na głowie.
Bardzo szybko, ale i trochę niezdarnie. Gorion mógł go przez jakiś czas trzymać na dystans swoją solidną, dębową lagą, ale jak długo?
Jak ten bandzior atakował go szablą z dystansu? Rzucał nią? 
Will Turner w "Klątwie Czarnej Perły" rzucał długimi mieczami. Może bandzior też to opanował?

Abdel zaczekał, aż Kamon wysunie w jego stronę prawe ramię i niespodziewanie wyprowadził mieczem cios od dołu, podbijając ostrze toporka z taką siłą i szybkością, iż wytrącona broń zdarła styliskiem skórę wnętrza dłoni rywala.
Może ja się nie znam, ale wydaje mi się, że stylisko właśnie NIE jest ostre.
Zrozumiałabym, gdyby Abdel odciął dłoń albo przynajmniej palce przeciwnika, ale to coś tutaj jest... dziwne.

Przyzwyczajcie się, proszę, do pseudoplastycznych opisów, które trzeba sobie rozrysowywać.

Kamon zaklął i cofnął się trzy kroki w tył.
Cóż za szczęście, znowu udało mu się cofnąć do tyłu, a nie do przodu! 
I to aż trzy kroki!

Utrata broni zaskoczyła go, nie na tyle jednak, by się nierozważnie odsłonił. Był doświadczonym wojownikiem i zawsze miał oczy szeroko otwarte. Jego toporek tkwił teraz zaklinowany na ostrzu miecza Abdela.
CO. 
*Siedzi, patrzy i nie dowierza*

Abdel powinien teraz jak najszybciej pozbyć się nadzianego na miecz toporka, jednak zamarł, kiedy usłyszał za sobą skrzypienie żwiru. Miał nadzieję, że Kamon wykorzysta sytuację i zareaguje właściwie, i Kamon wyświadczył mu tę przysługę. Bandyta rzucił się nań szybko, celując drugim toporkiem w jego pierś. Abdel błyskawicznie podkurczył kolana, zasłaniając się jednocześnie mieczem. Jego stopy straciły oparcie i Abdel runął na plecy w tym samym momencie, kiedy olbrzymia halabarda zachodzącego go od tyłu przeciwnika miała go przeciąć na pół.
Niech mi to ktoś rozrysuje. Abdel kucnął i zasłonił się mieczem, bandyta 1 w tym czasie celował w jego pierś toporkiem, a bandyta 2 zamachiwał się halabardą, dobrze rozumiem? 
Jak drobny był bandyta nr 2, skoro bandyta nr 1 go nie zauważył, chociaż stał twarzą zwróconą w jego kierunku? I jak Abdel runął na plecy nie przewracając bandyty nr 2, który stał wszak za jego plecami?
Istna czarna magia literatury nam się tutaj objawia.

Żwir zazgrzytał pod ciężkim krokiem Eagusa, pierwszego z bandytów,
Miał numerek na piersi?

którego Abdel rozpoznał, gdy spotkali się na drodze.
Eagus wciąż złościł się z powodu tej blizny, którą miał na twarzy, od kiedy jakieś osiem miesięcy temu przegrał z Abdelem zakład w Julkoun. Na wspomnienie tego wydarzenia Abdel mimowolnie się uśmiechnął, nie bacząc na deszcz ciepłej krwi, która szeroką strugą chlusnęła na niego z góry.
Z góry? Podsumujmy: Abdel walczył ze statystą nr 1, statysta nr 2 zamachnął się od tyłu i rozwalił statystę nr 1, a krew trysnęła na Abdela od góry? To ona trysnęła w niebo jak fajerwerki? 

Cios Eagusa, który mierzył w Abdela, roztrzaskał czaszkę Kamona, od czubka aż po podbródek.
Acha. To ja już zupełnie nie rozumiem tej fizyki... to on się tą halabardą zamachiwał na Abdela od czaszki w dół? Że tak nieładnie podsumuję: łot de fak?
Ja normalne widzę tę scenę, jakby była rodem z kreskówki typu "Tom i Jerry", tyle że jest bardziej makabrycznie. 

Abdel żałował tylko, że nie zdążył wcześniej zapytać Kamona, co takiego strzegli w magazynie w Athkatli.
Zwinięty na ziemi Abdel rozprostował nagle nogi i ciął mieczem w tył, wciąż mając nadziany na ostrzu toporek.
On nadal ma ten toporek wbity w miecz? Z czego ten topór jest, tak w ogóle? Z czekolady?
Nie wierzę, że Abdel do tej pory dał radę walczyć mieczem z nadzianym (niczym kiełbaska na patyku) toporkiem. To to przecież też coś waży, co nie?

Liczył, że trafi Eagusa, podczas gdy broń halabardnika wciąż tkwiła w głowie jego przyjaciela. Nagle palący ból w boku zaparł mu dech, a on sam instynktownie rzucił się w lewo.
Piąty bandyta, ten który dotąd trzymał się z dala, strzelił z kuszy i jego bełt utkwił w prawym boku Abdela.
NO WRESZCIE JEGO TURA! Ja nie mogę, jak bardzo niedynamiczne i nierealistyczne są te opisy. 
Powiedziałabym, że to takie patrzenie na grę i opisywanie tego, co wyczyniają postaci, a wiadomo, że gry nie oddają w pełni rzeczywistości (ach, te piękne gesty rękami Bezimiennego...).

Abdel chwycił za drzewce i wyrwał je z rany, rozszarpując przy tym kolczugę i wyjąc z bólu.
Brawo, jesteś genialnym i doświadczonym wojownikiem. 
Bo rozwaga jest dla frajerów.

Na chwilę ich wzrok spotkał się i Abdel posłał mu tak złowrogie spojrzenie, że kusznik cofnął się w popłochu.
Słabe rzuty obrony. Na oko jakiś 4 lvl, bransolety łucznictwa, kusza lekka +1, brak Płaszcza Strachu. Generalnie, mało expa, żal.
Złowrogie spojrzenie +10 przeciwko bandytom.

Miał nadzieję, że bandyta przeraził się na tyle, by więcej już nie strzelać.
Teraz będzie kopał kamyczki i zbierał kaczeńce.
I będzie pomagał małym kaczuszkom przechodzić bezpiecznie przez ulicę.

Zresztą Abdel miał bardziej palący problem. Zgaga?
Eagus miotał się wściekle, usiłując wyrwać ostrze halabardy z głowy Kamona. Abdel był niebezpiecznie blisko, ale wykorzystał tę chwilę, by sprawdzić, jak radzi sobie ojciec. Szło mu dobrze, jego przeciwnik męczył się coraz bardziej, wyprowadzając coraz bardziej chaotyczne ciosy.
Chwila... Gorion jest magiem, nie powinien jakby... rzucać zaklęć, miast bawić się ze statystą nr 4 w kotka i myszkę?
Czego ty wymagasz? Jeszcze by staruszek niechcący kogoś zabił!  

– Możemy się tak bawić bez końca, Calishito – rzekł Gorion, odgadując pochodzenie mężczyzny po jego dziwacznym ubiorze i rodzaju oręża, którym się posługiwał. – Albo przynajmniej do czasu, aż mi powiesz, kto i dlaczego was wynajął.
Abdel wreszcie uwolnił ostrze swego miecza od toporka, jednym okiem wciąż obserwując ojca, drugim zezując na Eagusa.
Bo jego oczy działały niezależnie od siebie. Brawo, nie każdy tak ma.

Calishitański najemnik uśmiechnął się, odsłaniając srebrny ząb, dawno już zmatowiały.
– Zostaliśmy dobrze opłaceni, sir, szkoda gadać. Lepiej poddajcie się, to może i nie zdechniecie – odpowiedział Gorionowi.
Nagle rozległ się odgłos, jakby ktoś zrzucił olbrzymiego arbuza z wysokiej wieży – to Eagus uwolnił swoją halabardę.
W tym uniwersum znany jest arbuz?
Zasadniczo nigdy nie było wzmianki o arbuzach, ale podejrzewam, że występuje. Uniwersum Zapomnianych Krain jest dość różnorodne, mamy państwo podobne do Chin lub Japonii (Kara-Tur), państw arabskich (wspomniany już Calimshan) czy Afryki (Zakhara).
Akcja Wrót toczy się na Wybrzeżu Mieczy, które znajduje się na północy - ergo, jest zimno, nie podejrzewam więc, by występowały tam arbuzy. Nasz ulubiony Abdel jest jednak podróżnikiem, więc raczej z egzotycznymi owocami mógł mieć kontakt.  
Zatem porównanie możliwe, jednak trochę wyolbrzymione - odgłos rozwalającego się arbuza mogłaby wydać czaszka miażdżona wielkim głazem, a nie wyjmowanie z niej broni.

Podniósł długie drzewce do góry i zatoczył nim, zbryzgując Abdela i drogę wokół siebie krwią Kamona. Abdel rzucił toporkiem, lecz Eagus z łatwością go odbił. Rzut nie miał na celu zabić Eagusa, a jedynie wytrącić go z równowagi. Abdel wiedział, że jest tylko jeden sposób i jedna sekunda na to, by się przekonać, czy jego manewr poskutkował.
Zerwał się i szybko skoczył, na straszne pół sekundy tracąc ziemię pod nogami. Poleciał wprost na Eagusa i poczuł, jak ostrze jego miecza zagłębia się w szczelinie przerdzewiałej zbroi bandyty, zanim jeszcze jego nogi dotknęły ziemi. Zamierzał wstać i wepchnąć miecz głębiej, szatkując flaki Eagusa na sałatkę,
W konkursie na najlepszy opis walki wygrywa...

lecz ten nie stracił równowagi aż tak, jak oczekiwał Abdel. Bandyta ześliznął się z czubka jego miecza.
To on mu wskoczył na czubek miecza? 
...
Miazmacie, odejdź!
(wskocz mi na czubek miecza, bejbe)
Dawno nie przeczytałam takiego opisu... Nie wiem, co powiedzieć.

Buchnęła krew, Eagus wykrzywił twarz w grymasie bólu, lecz stał i walczył dalej.
Zamówił flaki zamiast sałatki?

Halabarda świsnęła i Abdel z ledwością zdążył unieść miecz, by zasłonić się przed ciężkim ciosem. Ostrze pałasza wgryzło się głęboko w grube drzewce halabardy i ugrzęzło w nim. Abdel był bezbronny.

Ten ma pecha, ciągle mu coś grzęźnie. 
Ten pałasz ewidentnie żyje własnym życiem. Najpierw wbił się w swego właściciela, teraz gryzie!

Eagus wyszczerzył żółte zęby w burej masie paskudnej brody i zastosował dźwignię, wykorzystując długie drzewce halabardy – szarpnął mocno w górę i choć musiało mu to sprawić straszny ból, a jego rana otworzyła się szerzej, to jednak zdołał wyrwać ciężki miecz z dłoni Abdela.
Rana - niedomówienie roku. Chyba, że mówimy o jakiejś innej ranie, a nie sałatce z flaków.

Eagus zakrztusił się ze śmiechu, kiedy pałasz Abdela uderzył o ziemię. Miał teraz przewagę nad Abdelem i potrafił ją wykorzystać. Abdel słyszał z boku dźwięk stali, co znaczyło, że jego ojciec wciąż zmagał się z calishitańskim szermierzem.
Tamten miał większe rzuty obrony i wyższy level. Mój ulubiony autor jak zwykle inwestuje w dynamiczne opisy i absolutnie nie oddaje turowości gry w prozie. *wyciera sarkazm* 
W dodatku główny bohater jest tak nijaki, że nawet brakuje na niego określeń i zdanie po zdaniu powtarza się jego imię.

[Wreszcie Eagus zostaje pokonany, jednakże...]

Był jeszcze kusznik. Zebrał wszystkie kaczeńce, przeprowadził wszystkie kaczuszki. Stał dalej. Mrużył swe ciemne oczy w porannych promieniach słońca. Jego ćwiekowana, skórzana kamizela skrzypiała przy każdym ruchu. Długie rude włosy falowały ciężko na wietrze.
Tak sobie myślę, że ten gość mógłby ich już dawno pozabijać. Czekał na swoją turę?
Kaczuszki się opierniczały, musiał poczekać, aż przejdą. 
Tak samo jak pozabijać ich mógł Gorion, czarami.
Just sayin'  

Kusznik celował w Goriona. Z gardła Abdela wydarł się pełen rozpaczy krzyk.
– Oj...
Spust zwolnił cięciwę, ciężki bełt ze świstem przeciął powietrze...
– ... cze...
... i utkwił prosto w oku Goriona.
– ... eeee!!!
*zieew* te emocje.
To ostatnie "eeee!!!" brzmi w mojej głowie jak odgłos kota próbującego zwymiotować.
 
Abdel już wiedział, zanim jeszcze bezwładne ciało Goriona legło na żwirze drogi, że jego jedyny ojciec, którego znał, już nie żyje.
O pozostałych jego matka nigdy nie raczyła opowiedzieć.
Abdel nigdy nie poznał swojej matki, Gorion był jego ojczymem. Prawdziwego ojca nie znał. 
O, smuteczek. Mimo to, śmiesznie brzmi: "jedyny ojciec, którego znał".

W oczach mu poczerwieniało, w uszach zadzwoniło, w ustach czuł jadowity smak miedzi – ogarnęła go wściekłość.
Jadowity smak miedzi? W życiu analizatora - nawet niedoświadczonego i świeżo po kilkuletniej przerwie - przychodzi czasem taki moment, że nie wie, jak coś skomentować.
Macie, kontemplujcie.
Bardziej mnie intryguje, skąd się wziął smak miedzi.

Najpierw podbiegł do calishitańskiego szablisty; po prostu dlatego, że był bliżej. Trzymał swój ciężki, srebrny sztylet przed sobą, wyprowadzając szybkie pchnięcia w przód. Zmęczony Calishita zatoczył się w tył i uniósł szablę do góry. Metal brzęknął, a Calishita zdążył wypowiedzieć tylko pierwszą sylabę imienia jakiegoś dawno zapomnianego boga, kiedy ciężkie ostrze Abdela strzaskało klingę wspaniale zdobionej szabli.
Ja myślę, że on po prostu chciał się zaśmiać, a nie modlić - wyobraźcie sobie, że biegnie do was wielki wojownik ze sztylecikiem w ręku. Pewnie się tak przestraszył, że aż mu zwieracze poszły. 

A tak BTW - czy tylko ja mam wrażenie, że w tym miejscu mój ulubiony autor stwierdził, że już mu się znudziło to opisywanie i wprowadził za dużo statystów, więc trzeba ich szybko wyeliminować? Przecież oni dopiero co stawiali Abdelowi opór, a teraz nagle on chodzi i ich kosi jak trawkę.
Pewnie znowu użył Złowieszczego Spojrzenia.

Dwie trzecie grawerowanego ostrza zawirowało w powietrzu i poleciało gdzieś w bok, ponad drogą, w stronę krzaków.
Bo to był Sztylet +15 'Pogromca Szabli'. 
Inside joke: kuzyn Licarora.

Calishita mógł tylko patrzeć, jak jego broń szybuje łukiem i cofać się przed sztyletem Abdela.
Stopa Calishity zapadła się nagle w koleinę wyżartą w drodze przez koła wozów.
Wiele pokoleń kół dzielnie pracowało swoimi drewnianymi żuwaczkami, by osiągnąć ten efekt.

Stracił równowagę i runął w tył, co ocaliło go przed kolejnym ciosem sztyletu, który teraz niechybnie rozpłatałby mu szyję. Wyjąc z wściekłości, Abdel rzucił się w przód i znów chlasnął. Jego ramię zadrżało pod nagłym oporem, na jaki natrafiło ostrze ciężkiego sztyletu. Calishita prawdopodobnie zdążył jeszcze zobaczyć, jak złamane ostrze jego szabli uderza o ziemię, zanim świat mu zawirował, a coś mokrego i lepkiego zbryzgało twarz. Budyń? Jego odcięta głowa mogła jeszcze żyć, aby to zobaczyć, ale on sam był już martwy, zanim głowa i ciało dotknęły ziemi.
Jego głowa żyła, ale ciało nie. Dobry trip.
 Poza tym, stylistyka tak bardzo :(

Kusznik nie zamierzał dłużej czekać, by kląć, błagać o litość czy struchleć z przerażenia. Może nie był najbystrzejszym człowiekiem na Wybrzeżu Mieczy, ale był bystry na tyle, by w trosce o własne życie rzucić się do ucieczki. Abdel, wciąż ogarnięty niepohamowaną żądzą mordu, gonił go tak długo, aż wreszcie dopadł i pokrajał na kupę broczącego krwią mięsa.


W końcu przybrany syn Goriona z Candlekeep, wyczerpany do nieprzytomności opadł na tę stertę podziurawionej skóry, flaków, strzaskanej kuszy, i zapłakał.
* * *
Abdel od lat sprzedawał siłę swego ramienia i umiejętności wzdłuż i wszerz całego Wybrzeża Mieczy.
Może wilki nie dawały zbyt wiele expa, a ich futra, zęby i pazury nie były przydatne, ale łupy dało się dobrze sprzedać. 

Ostatnie dziesięć dni tygodnia spędził eskortując karawanę kupiecką od Wrót Baldura do biblioteki w Candlekeep.
Jakiż to mędrzec w tym uniwersum wymyślił, że tydzień będzie miał dziesięć dni?
Harptos. Ten mędrzec nazywał się Harptos (tak, w Zapomnianych Krainach tydzień trwa 10 dni. Jak widać, mojemu ulubionemu pisarzowi zdarza się tak zwany riserdż). W gwoli wyjaśnienia: rok w ZK dzieli się na 12 miesięcy po 30 dni + kilka dni gratisowych (świątecznych, które mają miejsce między niektórymi miesiącami), każdy miesiąc dzieli się na trzy tygodnie, składające się z dziesięciu dni właśnie.
To rozwiązanie jest sensowne, a jednocześnie zaburza rozumowanie współczesnego człowieka...
Chociaż ani polska, ani angielska etymologia słowa tydzień/week nie wskazują bezpośrednio na ilość dni, więc faila jako takiego nie ma, uważam, że skoro występuje takie słowo jak dekadzień/tenday - p. Athans powinien był użyć właśnie jego. Uniknąłby nieporozumień.
 
Masywny monastyr w Candlekeep
Gdzie mój facepalm...
SAM JESTEŚ MONASTYR! TO BYŁA BIBLIOTEKA!
BI-BLIO-TEKA
 
był jego domem w czasach dzieciństwa, a przynajmniej czymś, co najbardziej przypominało mu prawdziwy dom. To właśnie tam Gorion, dobry, choć przy tym dość surowy mnich,
&%^&%^#$
Ocipiałeś?! Gorion nie był mnichem! Gwałć sobie kanon, ale ja nie będę na to spokojnie patrzeć! Gdzie moje ziółka?!
*Szykuje napar uspokajający dla Jadzi*
W gwoli ścisłości: wiem, że książka została wydana w 1999, a druga część gry - w której pojawia się klasa mnicha - wyszła dopiero rok później, ale mimo wszystko: Candlekeep było biblioteką, a w bibliotece nie mieszkają mnisi. A Gorion był magiem.

obudził w nim wiarę w Torma, boga śmiałków i głupców.
Torm... Bóg śmiałków i głupców... Ale... ale przecież to był bóg paladynów znanych w grze... i w ogóle...
Akurat zawsze uważałam, że Anomen jest po prostu głupi.

Poza tym, jak czytamy na ZK'nowej wiki: 
"Monastic traditions appear to have originally arisen in Amn and Calimshan simultaneously, though traditions from Kara-Tur and other material planes immigrated to Faerûn and may have originated earlier. (...) Most monastic orders were  gods most commonly worshiped by monks tended to be champions of virtue like Bahamut, deities of battle such as Tempus, or those who required of their followers a disciplined lifestyle. Monks of Ilmater, Shar, and Yondalla (among the few halfling monks) were also common and members of the Shining Hand were devoted to Azuth."

Tak więc, drogi p. Athans - nie mamy żadnych informacji ani na temat mnichów z Wybrzeża Mieczy, ani mnichów czczących Torma. Sorry, próbuj dalej.
Albo może lepiej nie.
Abdel uwierzył w boga śmiałków i głupców. Przypadek?

To tam próbował zaszczepić w nim miłość do słowa pisanego, historii i tradycji Faerunu. (...)

Goriona przerażały niektóre potrzeby Abdela: jego potrzeba walki, zabijania, ale przy tym zdawał się je rozumieć, jakby spodziewając się tego po swym przybranym synu.
Subtelny foreshadowing nie jest subtelny. Zresztą, o czym ja mówię, tu nie będzie żadnego suspensu, przekonacie się za dwa rozdziały.

Jednak z drugiej strony nigdy nie mógł mu tego wybaczyć. Abdel wcale nie był podobny do tego mnicha. Nikogo też, kto ich dobrze znał, nie dziwiło, że ich sposób myślenia także się różni.
Brak podobieństwa jest raczej oczywisty, skoro nie są ze sobą spokrewnieni.

[Abdel spotyka się z Gorionem w Candlekeep i zgadza się towarzyszyć mu w drodze do gospody, gdzie mają czekać pewni ludzie.]

Tak więc następnego ranka po raz pierwszy razem opuścili Candlekeep, podążając Nabrzeżnym Traktem
A nie Lwim Traktem? Nadbrzeżny Trakt to chyba trochę dalej...

do gospody „Pod pomocną dłonią”. Podróż była przyjemna, aż do owego feralnego trzeciego dnia marszu, kiedy to tuż przed południem drogę zagrodzili im zabójcy.
* * *
[Gorion nagle się budzi. Ze strzałą w oku. Tak, nam też to dało raka 
Chyba miało być dramatycznie...

Ojciec zamrugał zdrowym okiem, źrenica błądziła ślepo po gałce, jego lewa ręka zaczęła wolno sunąć w kierunku kieszeni pasa. Prawa ręka drgała konwulsyjnie, palce zaciskały się na żwirze, jakby próbując zdusić ból.
– Mój... – udało się wypowiedzieć Gorionowi. Tylko to jedno, wyraźne słowo. Wiemy, widzimy, dziękujemy, narratorze.
– Tak – szepnął Abdel. Gardło znów mu się zacisnęło, nie pozwalając wydusić ani słowa więcej. W oczach znów stanęły mu łzy na widok broczącego krwią, umierającego ojca.
– Powstrzymaj... – rzekł Gorion nadspodziewanie dźwięcznym głosem. Powiedział coś jeszcze, ale co? – tego Abdel już nie zrozumiał.
Ręce mnicha wzniosły się w górę. Abdel zdał sobie nagle sprawę, że przygotowuje się on do rzucenia czaru. Gorion dotknął go raptownie, ręce umierającego raczej spadły na niego niż świadomie opuściły. Fala ciepła ogarnęła tułów Abdela i nagle palący ból znikł jak ręką odjął.
Phil, patrz mię w klawiaturę: GORION. JEST. MAGIEM. NIE. KAPŁANEM. NIE. MOŻE. LECZYĆ. W chwilach jak ta mam wrażenie, że mój ulubiony autor zna uniwersum z opowieści, a nie gier/książek.
Dobrze, że nie znam uniwersum. Nie starczyłoby ziółek do uspokojenia nerwów na nas dwie.

Gorion z sykiem wciągnął długi, bolesny oddech. Abdel, którego rana już się zasklepiła, prawie całkowicie wyleczony, powiedział:
– A teraz twoja kolej.
Gorion nie zaczął rzucać następnego leczącego czaru.
– Ten był jedyny – wychrypiał mnich.
AHAHAHA, bo się rozpłaczę. Gdzie moja plakietka z Nagrodą Darwina?
Co. za. debiiil.
Teoretycznie poświęcenie czaru na ocalenie wychowanka to szlachetny gest... ale czy Abdel nie zginąłby wcześniej, gdyby rana była śmiertelna?

Abdel zapragnął przekląć swego przybranego ojca za to, że zmarnował na niego swą jedyną leczącą modlitwę.
– Ty umierasz... – tylko to był w stanie z siebie wykrztusić.
Well duh
– Powstrzymaj wojnę... Ja już nie mogę...
Ciało Goriona zatrzęsło się od nagłego, wyczerpującego kaszlu i nagle w gwałtownym spazmie wyciągnął lewą rękę ku Abdelowi, tak że ten aż się wystraszył. Gorion ściskał w dłoni kawałek podartego pergaminu. Wysiłek sprawił, że opierzony bełt zadrżał w jego przebitym oku. Na pergamin padły krople krwi.
Czemu wydawało mi się, że Gorion leżał? 
Przejrzałam fragment i za nic nie mogę znaleźć wzmianki o tym, w jakiej pozycji był umierający.

Abdel sięgnął, by chwycić dłoń ojca i Gorion wypuścił pergamin.(...)
– Twój ojciec... – i znów kaszel. Łza spłynęła z oka Goriona, jego jedynego oka, które mogło jeszcze płakać. Znów zmusił się do mówienia – Khalid... Jahe...

I zaraz potem wydał swoje ostatnie tchnienie, a jego zdrowe oko spojrzało w niebo. Abdel krzyczał nad konającym ojcem tak długo, póki nie dostał chrypy jego ramię nie przestało konwulsyjnie drżeć. Ręka najemnika mimowolnie chwyciła pergamin, jego dłoń zacisnęła się na nim. Długo jeszcze siedział na drodze, w towarzystwie martwych jedynie i kraczących wron,
Zombie wrony, co martwe są, w wciąż kraczą.
Składnio, stahp!

aż w końcu wstał i zaczął wygrzebywać ojcu grób.

To już koniec pierwszego rozdziału. Naszą analizę także tutaj zakończymy, bo zalecane dzienne spożycie treści słabych książek zostało przekroczone.

Z traktu pełnego trupów pozdrawiają: rzucająca szablami Deni i Jadzia, która poszła dalej levelować swoją złodziejkę.

7 komentarzy:

  1. Oł je, ja chcę więcej. Powiedzcie, że będzie więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. od nieogarnionego podlotka do superbohatera.
    Mężczyzna podlotek? Aha. http://sjp.pwn.pl/sjp/nieogarniony;2489170

    Zastanawialiście się kiedyś jak nudny i głupi byłby Władca pierścieni, gdyby Frodo od początku był doświadczonym wojownikiem?
    Przecinek przed jak.

    chociaż stał twarzą zwróconą w jego kierunku?
    Z twarzą raczej. Albo twarzą zwrócony w jego stronę. Hmm.

    I jak Abdel runął na plecy nie przewracając bandyty nr 2, który stał wszak za jego plecami?
    Przecinek przed nie przewracając.

    To to przecież też coś waży, co nie?
    Jedno to jest zbędne.

    Chyba, że mówimy o jakiejś innej ranie
    Bez przecinka.

    aż mu zwieracze poszły.
    Na spacer? (Puściły)

    Ostatnie dziesięć dni tygodnia spędził eskortując karawanę kupiecką od Wrót Baldura do biblioteki w Candlekeep.
    Jakiż to mędrzec w tym uniwersum wymyślił, że tydzień będzie miał dziesięć dni?
    Harptos. Ten mędrzec nazywał się Harptos (tak, w Zapomnianych Krainach tydzień trwa 10 dni. Jak widać, mojemu ulubionemu pisarzowi zdarza się tak zwany riserdż). W gwoli wyjaśnienia: rok w ZK dzieli się na 12 miesięcy po 30 dni + kilka dni gratisowych (świątecznych, które mają miejsce między niektórymi miesiącami), każdy miesiąc dzieli się na trzy tygodnie, składające się z dziesięciu dni właśnie.
    To rozwiązanie jest sensowne, a jednocześnie zaburza rozumowanie współczesnego człowieka...
    Chociaż ani polska, ani angielska etymologia słowa tydzień week nie wskazują bezpośrednio na ilość dni, więc faila jako takiego nie ma, uważam, że skoro występuje takie słowo jak dekadzień/tenday - p. Athans powinien był użyć właśnie jego. Uniknąłby nieporozumień.

    Tyle że zdanie Ostatnie dziesięć dni tygodnia sugeruje, że tydzień ma więcej niż dziesięć dni, a on spędził dziesięć ostatnich dni tygodnia jako eskorta, więc powinno być albo ostatnie dziesięć dni, albo, po prostu, ostatni tydzień. // Gwoli wyjaśnienia. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/gwoli;3528.html
    http://sjp.pwn.pl/korpus/szukaj/gwoli.html

    Masywny monastyr w Candlekeep
    Gdzie mój facepalm...
    SAM JESTEŚ MONASTYR! TO BYŁA BIBLIOTEKA!
    BI-BLIO-TEKA

    To była cytadela. CY-TA-DE-LA, czyli taka twierdza, w której mieściła się biblioteka. ;) // Ałtorowi się pokitrało, bo w końcu w Candlekeep mieszkali mnisi, a oni rezydują w klasztorach, a monastyr to rodzaj klasztoru, ot, zagadka rozwiązana. ;p

    był jego domem w czasach dzieciństwa, a przynajmniej czymś, co najbardziej przypominało mu prawdziwy dom. To właśnie tam Gorion, dobry, choć przy tym dość surowy mnich,
    &%^&%^#$
    Ocipiałeś?! Gorion nie był mnichem! Gwałć sobie kanon, ale ja nie będę na to spokojnie patrzeć! Gdzie moje ziółka?!
    *Szykuje napar uspokajający dla Jadzi*
    W gwoli ścisłości: wiem, że książka została wydana w 1999, a druga część gry - w której pojawia się klasa mnicha - wyszła dopiero rok później, ale mimo wszystko: Candlekeep było biblioteką, a w bibliotece nie mieszkają mnisi. A Gorion był magiem.

    ZGNIŁAM. Oświeć mnie więc, droga analizatorko, kto mieszkał w Candlekeep, jak się nazywali, czym się zajmowali itp. No, czekam. ;)

    nie mamy żadnych informacji ani na temat mnichów z Wybrzeża Mieczy
    No, totalnie nie mnisi. ;)
    „The Monks of Candlekeep
    The Avowed is the name the monks of Candlekeep call themselves. As of 1372 DR, the Avowed are ruled by the Keeper of the Tomes, Ulraunt, and his assistant, First Reader Tethtoril.
    The small community of monks and scholars residing in Candlekeep mainly favors Oghma, the god of knowledge, as well as the deities Deneir, Gond, and Milil”.
    Powtórzę jeszcze raz: nie myl klasy postaci z przynależnością do zakonu. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ręce mnicha wzniosły się w górę. Abdel zdał sobie nagle sprawę, że przygotowuje się on do rzucenia czaru. Gorion dotknął go raptownie, ręce umierającego raczej spadły na niego niż świadomie opuściły. Fala ciepła ogarnęła tułów Abdela i nagle palący ból znikł jak ręką odjął.
      Phil, patrz mię w klawiaturę: GORION. JEST. MAGIEM. NIE. KAPŁANEM. NIE. MOŻE. LECZYĆ. W chwilach jak ta mam wrażenie, że mój ulubiony autor zna uniwersum z opowieści, a nie gier/książek.

      „In the games, Gorion was reportedly a powerful mage, though in one cut scene he also used a healing spell on his foster child (the protagonist). In the enhanced edition of the game, the protagonist is healed by a 'Priest of Oghma' instead”.

      Usuń
    2. Argh, dzięki za wszystkie błędy i wskazówki. Szczególnie te o mnichach. Głupia ja, zasugerowałam się innym rodzajem mnichów (wiesz, bicie pięściami, takie tam). Kajam się :)
      Ale śmieszne, nie pamiętałam, że w pierwotnej wersji gry to Gorion leczył głównego bohatera.
      Dzięki jeszcze raz.

      Usuń
  3. Całkiem niezła analiza, nie wiele widziałem w internecie analizatorni na poziomie.

    OdpowiedzUsuń
  4. 46 year-old Social Worker Doretta Ashburne, hailing from Brossard enjoys watching movies like Mysterious Island and Machining. Took a trip to Belovezhskaya Pushcha / Bialowieza Forest and drives a Contour. zawartosc witryny

    OdpowiedzUsuń