środa, 30 lipca 2014

Księżycowe oczy, ognisty Cthulhu i babsztyl, co dyrektorką był (Zdrada cz.2)

Witam!
Po kolejnej przerwie powracam do was z drugą częścią przygód Jagody Owen, która włada magią lodu i ognia oraz ma zazdrosnego chłopaka.
W tym odcinku dowiemy się, dlaczego bohaterka ma aż dwie moce, pojawią się Tró Loff i... zwierciadło Ain Eingarp oraz poznamy panią Bodine tak, że z waszych dusz znikną wszelkie oznaki sympatii do niej.
Analizowała Deni Len.

Rozdział 5
Śmierć.
   Niektórzy już ją poznali. Tak jak ja. 


Wybaczcie mi mój brak czytania ze zrozumieniem, ale (niepotrzebne skreślić):
 a) kiedy bohaterka umarła?
 b) kiedy (i czy w ogóle) w opku było wspomniane, że bohaterka zmartwychwstała?
 c) czy bohaterka to zombie?

 Gdy miałam czternaście lat poszłam sama do lasu. Nie pamiętam po co, wiem tylko, że była wtedy zima. Gonił mnie jakiś psychol.

Pierwsze kilka zdań rozdziału i już nie ogarniam. Kiedy ten psychol zaczął gonić bohaterkę? Bo wygląda na to, że gonił ją już wtedy, gdy szła do lasu. A skoro jej jeszcze nie złapał, to chyba był powolnym zombie.
Zresztą przecinek też nie ogarniał, skoro uciekł, mając w czterech literach swoją ważność w zdaniu okolicznikowym czasu.

 Wpadłam do rzeki, a on za mną. Było tam płytko, więc gdyby nie ten lód biegłabym swobodnie. Nie miałam czasu na użycie ognia. Złapał mnie za szyję i zanurzył moją głowę w wodzie. 

 Yyy... Skoro na rzece był lód, to jak psychopata zanurzył głowę bohaterki w wodzie?

Nie mogłam się bronić. Po prostu spanikowałam i zapominałam jak użyć mojej mocy. Dusił mnie, jednocześnie topiąc mój organizm. Lodowata woda naleciała mi do płuc. Nie można opisać tego uczucia. To zbyt straszne żeby to opisywać. Pamiętam, że obudziłam się plując wodą obok Kuby. Uratował mnie. Od tej pory byliśmy razem.

I tu mamy prawdopodobnie podręcznikowy przykład zakochania się od pierwszego wejrzenia. Mam prawo tak uważać, bo autorka nic nie wspomniała o tym, że opisana scena była którymś z kolei spotkaniem Jagody i Kuby.

  Tak jak każdy miałam tylko jedną moc - ogień. Po tym jak ktoś prawie mnie utopił moje oczy zmieniły kolor i okazało się, że zdobyłam drugą moc - lód. Od tej pory moje życie całkiem się zmieniło.

Wygląda na to, że odkrycie jakiejkolwiek mocy w sobie nie zmienia życia doszczętnie. Bohaterka zdobyła swoją drugą moc i jej życie się zmieniło jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy odkryła tę pierwszą. 
W dodatku zdobyła tę drugą moc podczas podtapiania przez anonimowego psychopatę. Czy ktoś obecny na sali pojmuje taki tok rozumowania? Bo ja nie.

 [Tutaj wracamy do wydarzeń z poprzedniej części analizy.] Przez te kilka sekund, gdy spadałam, stwierdziłam, że tamta śmierć byłaby lepsza. Nie wiem dlaczego, ale tak sądziłam. Byłam pewna, że to już koniec.
   Haczyłam o gałęzie drzew. Wydawały się ostrzejsze niż różnego rodzaju noże. Myślałam, że może trochę spowolnię i uda mi się przeżyć ten upadek, ale nie. Wiedziałam, że jak z taką siłą uderzę w twardą ziemię, to…
Przy czytaniu tego fragmentu przypomniał mi się odcinek "Sędzi Wesołowskiej", w którym kobieta była oskarżona o zrzucenie córki z wysokości pięciu metrów i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu skutkującego dożywotnim posadzeniem na wózek inwalidzki.
W opku przynajmniej sprawca wybrał taką wysokość, że ofiara na pewno zginie i nie będzie biadolić przez cały odcinek. Lecz wtem...!
[...]
Poczułam uderzenie w barkach i pod kolanami.
   Ktoś mnie złapał. Ugiął kolana pod naciskiem siły mojego ciała i oboje opadliśmy na ziemię.
Mieliście nadzieję, że bohaterka umrze i autorka porzuci bloga bezpowrotnie? O nie, nie ma tak lekko! 
 Nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero po chwili ta wiadomość dotarła do mojego mózgu i zdałam sobie sprawę, że ryczę ze szczęścia jak małe dziecko.
   Powoli otworzyłam oczy. Najpierw myślałam, że to Kuba, ale obraz się wyostrzył i zobaczyłam, że nade mną pochyla się szarooki brunet. Miał czarną, rozpiętą bluzę z kapturem na głowie.
Bluza z kapturem na głowie. Hmm... Ten chłopak ma ubranie z ewoka
 Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Jego wyglądały jak księżyc w pełni, za którym były ukryte drzwi tajemnic.
 Po prostu nie mogłam oderwać od nich oczu.
   - Ty skurw*synie! - usłyszałam głos Kuby. – Zabiję cię gnoju!
 Urzekła mnie ta cenzura. Jest jak stringi; ukrywa tak dużo, a tak mało.

   Chłopak podniósł się z ziemi, a ja zauważyłam, że Kuba rzucił się na niego.

   - Jeśli jeszcze raz będziesz się dobierał do jakiejkolwiek dziewczyny to ci nogi z dupy powyrywam!- Kuba dawał chłopakowi co chwilę ciosy w brzuch, ale ten tylko się bronił.

Tamten go bił, ale ten tylko się bronił... *rozmyśla nad ty zdaniem, ale w końcu daje sobie spokój*.

Wstałam z ziemi i odepchnęłam mojego chłopaka od niego.
   - Co ty do cholery wyprawiasz?! - krzyknęłam.

   - Gdyby nie ja ten zboczeniec by cię zgwałcił! Przecież dobierał się do ciebie! Słyszałem jak krzyczysz, a on pochylał się nad tobą! – Jego blond grzywka opadała mu na oczy. Był wściekły, chociaż miałam wrażenie, że udaje.
   - Nie! On mi uratował życie! Gdyby nie on już leżała bym martwa!

Przejęła_bym się, gdy_by słowo "leżałabym" zostało napisane poprawnie.

 Było widać, że uspokoił się, ale nadal złowieszczo patrzył na chłopaka stojącego za mną.
   - Musimy iść im pomóc –stwierdziłam –Nina sobie nie poradzi…
   - Nie, Marcin uciekł. Miałaś rację, bał się, że polegnie. Nikt nie odniósł poważnych ran. Wszyscy są cali.

Oczywiście, drodzy czytelnicy, jesteście świadomi, że w prawdziwej bójce nie byłoby nikogo, kto by nie odniósł poważnych ran, prawda?

Rozdział 6
  Nieźle dostaliśmy za ten wypad do lasu. Dyrektorka chyba pół godziny się darła, a potem wzięła tabletki na bolące gardło. Mimo moich licznych ran od szponów zmiennokształtnego i gałęzi drzew pani Bodine nic nie zrobiła. Nawet nie przejmowała się, że mogłam zginąć gdyby nie ten chłopak.

Ta kobieta naprawdę dostała się na stanowisko dyrektora szkoły? Serio?! Ludzie, w prawdziwym świecie ta baba zostałaby zawieszona na kilka lat w wykonywaniu zawodu, jeśli nie dożywotnio! 

Gośka sprawdziła czy nic mi nie jest i razem z Tomkiem opatrzyli moje zadrapania.
   Gosia i Nina uparły się, że dziś będą nocować u mnie. Nie dopuszczały do wiadomości żadnych sprzeciwów, po prostu włączył im się tryb opiekunki.
Yhy, chyba tryb zaraz-narobię-w-gacie. 
...
No co? Zmiennokształtny wciąż jest na wolności.
 Gdy szłyśmy do mojego małego mieszkanka zauważyłam chłopaka, który uratował mi życie. Opierał się o pień spróchniałego drzewa i spoglądał na mnie co chwilę.
   Dziewczyny weszły do mojego domku, ponieważ powiedziałam im, że chciałabym z nim porozmawiać. Podeszłam bliżej i zauważyłam, że w świetle księżyca był jeszcze przystojniejszy. 
 - Jeszcze nie podziękowałam ci za uratowanie mi życia- czułam się trochę nieswoja, dlatego że badał mnie od stóp do głów swoim wzrokiem.
Równie dobrze mógł badać nieswoim wzrokiem od pośladków do... Nieważne.
- Więc… dzięki.
   - Nie ma za co- lekko się uśmiechnął. Teraz głęboko patrzył mi w oczy.
   - Pierwszy raz cię tu widzę. Chyba nie chodzisz do naszej szkoły?
   - Nie dopiero co tu przybyłem z zachodniej budy.
   - Myślałam, że wasze dotarcie do tego odludzia zajmie więcej czasu… Jeszcze raz ci bardzo dziękuję,… 
 Zaraz... Z tego, co sobie przypominam, posiłki miały nadejść z południa, nie z zachodu...

-Jestem Lysander, ale mów do mnie Lys.
   - A ja Jagoda. Miło mi cie poznać. Pochodzisz z Polski? Masz zagraniczne imię, prawda?

   - Tak, ale w naszej budzie mogliśmy wybrać sobie imię, a to mi się spodobało.
Ale fajnie tam mają. Gdybym ja poszła do szkoły, gdzie można zmienić sobie imię, to nazwałabym się Nessa Tinuviel Tańcząca z Pokemonami. Dlaczego? Bo mogłabym, kto by mi zakazał?
 Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym poszłam do domku i urządziliśmy sobie nocne pogaduchy. Z moich głębszych ran pozostały tylko lekkie zadrapania, już prawie mnie nie bolały. Całą noc myślałam o Lysie. Nie mogłam go wyrzucić z głowy. Te jego księżycowe oczy…
Cóż, "księżycowe oczy" to epitet bardziej wieloznaczny niż mogłaby się spodziewać autorka. Co mam tu na myśli? Ano to, że księżyc może być nie tylko szary, ale też żółtawy, pomarańczowy, a nawet fioletowy. Czyli jest nadzieja, że któryś z bohaterów tego opka ma jednak fioletowe oczy.
 „Jagoda –myślałam –przecież ty masz już chłopaka”

 Zazdrosnego chłopaka, dodajmy.

Rozdział 7
[Od autorki] Napisałam wiersz, ale czytacie go na własną odpowiedzialność!

Jeśli ktoś się odważy to niech napisze czy mu się podoba.
Jesteście wystarczająco odważni, żeby podjąć się tego wyzwania? A zatem przeczytajcie poniższy wiersz. I nie zapomnijcie o komciu!

Ogień.
Najpiękniejsza rzecz na świecie,
Ale zarazem najniebezpieczniejsza.
Mały płomyk cieszy oko,
Ale duży wzbudza przerażenie.
Potrafi też ocalić życie,
Ale także je odebrać.
  ***
 [Tu zaczyna się fabuła.] Zbudziłam się z uczuciem wielkiego przerażenia. Otarłam twarz dłońmi i wzięłam oczyszczający oddech. I wtedy poczułam. Ogień! Wyczuwałam go. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony.
 Jak zasłonisz odsłony, to przyjdź się pochwalić, chętnie posłucham.
 Cała szkoła się pali(ła)! Zacisnęłam zęby i zdałam sobie sprawę, że to nie jest gra wyobraźni. Obudziłam Gośkę i Ninę. Narzuciłyśmy na siebie kurtki i wybiegłyśmy na dwór.
   Ściany budynki lizały ogromne macki ognia.
*Parsku parsk!* No dobrze, spróbujmy ogarnąć ostatnie zdanie; widocznie macki ognia lizały (nie pytajcie, czemu macki mają języki, bo nie wiem) ściany jakiejś budynki. Ewentualnie to ściany tejże budynki miały języki, dzięki czemu mogły lizać macki ognia, czy raczej ognistego Cthulhu. Ble...
 Płomienie coraz szybciej rozprzestrzeniały się, aż w końcu las stanął w ogniu.
   Bez zastanowienia podbiegłam bliżej lasu i próbowałam opanować mój żywioł. Niestety, ogień był zbyt duży i nie dawałam rady. W oddali zauważyłam jak Tomek próbuje zagasić płomienie otaczające szkołę , a Bianka przywołuje deszcz. Widziałam również, że uczniowie z zachodniej części kraju też używają swoich mocy.
   - Drzewa płaczą! –krzyczała Gosia. –One giną!

   To było niesamowite, że miała taką więź z roślinnością.
No chyba jak ma moc natury, to powinna mieć silną więź z roślinami. Byłoby dziwnie, gdyby takowej więzi nie miała. 

 Próbowałam też tworzyć lód na pniach drzew, ale przy takiej temperaturze szybko się topił i prawie nic to nie dało.

Jak to? Jak lód się topi, robi się woda, a jak jest woda, to powinna gasić ogień, no nie?

 Nagle ktoś złapał mnie od tyłu w pasie i przyłożył rękę do ust. Wierzgałam się z całych sił. Próbowałam kopać i ugryźć  napastnika w rękę, ale on nie reagował na to.

Napastnik nie reagował tylko dlatego, że bohaterka PRÓBOWAŁA kopać i ugryźć go w rękę. Próbowała, próbowała, ale w końcu nie ugryzła, no. 
W dodatku wierzgała SIĘ, cokolwiek miałoby to znaczyć.

 Poczułam znane już mi szpony orła w pasie i już szybowałam wraz z nim nad płomieniami. Widziałam z góry jak dach szkoły się zawalił. Nagle poczułam, że spadamy w dół. Przelecieliśmy przez ogromną dziurę w dachu i znaleźliśmy się w środku. Położył mnie na ziemi, przybrał  z powrotem ludzką postać i powiedział:
   - Tym razem nie pójdzie ci tak łatwo! Spalę cię żywcem! Będę się śmiał, gdy tu będziesz krzyczeć z bólu. Pokonam cię twoją własną bronią! – Po chwili namysłu dodał- albo polecę jeszcze zabić innych. I tak nie masz szans na przeżycie, jesteśmy na ostatnim piętrze, a budynek stoi w płomieniach. Przynajmniej będę miał radochę z krzywdy innych- powiedział po czym zmienił się w orła i odleciał przez wielką wyrwę w dachu.
Tacy psychopaci zabijający bez wyraźnego powodu często padają ofiarą kiepskiego napisania. Trzeba mieć naprawdę talent, żeby móc takiego kogoś dobrze napisać. 
Tak, autorko, samo "będę miał radochę z krzywdy innych" nie wystarczy. Brzmi jak wymówka uczniaka.
 Nie poddam się tak łatwo. Wstałam i pobiegłam przez korytarz.

Oczywiście czas teraźniejszy nie wytrzymał, bezczelnie się wpakował i przekształcił zdanie: "Nie poddałam się tak łatwo."
 [...]
 Poprzez kłęby dymu zobaczyłam drzwi, które prowadziły na klatkę schodową.
 - Ratunku! –wołałam, kaszląc i usiłując zobaczyć czy droga do schodów jest bezpieczna.
   Panował tu niewyobrażalny żar. Oddychało się jak wrzątkiem, ponieważ dym był bardzo gęsty. Okryłam się szczelniej kurtką, jakbym miała nadzieję, że to coś pomoże. Płomienie szalały wokół i w każdej chwili moje okrycie mogło się zająć, a ja razem z nim.
Tak sobie myślę, że Jagoda mogłaby w takiej sytuacji użyć lodu, żeby stopił się i w postaci wody ugasił ogień blokujący drogę ucieczki. Ja bym tak zrobiła.
 [Nagle Jagodzie podłoga wali się pod stopami i bohaterka spada na dolne piętro. Kaszle tak długo, że aż traci przytomność.]
[...]
Rozdział 8
 Dlaczego tu tak zimno?
   Objęłam się ramionami i mocniej obtuliłam kurtką.

   Pomieszczenie było ogromne. Ściany były z szarego betonu tak samo jak podłoga. Sufit podpierały wielkie rzeźbione kolumny. Pokój był pusty. Nie było nigdzie drzwi, co mnie zdenerwowało. Podbiegłam do jednego z okien i wyjrzałam przez nie. Pustka. Nic tam nie ma. Widzę tylko kolor nieba rozpływający się po drugiej stronie ściany.
Przy czytaniu tego opisu przychodzi na myśl pokój w psychiatryku, jednak prawdziwa natura opisywanego pomieszczenia jest co najmniej zaskakująca, ale o tym za chwilę.
 Odwróciłam się i zauważyłam lustro. Podeszłam bliżej i zbadałam je wzrokiem. Przyglądałam się mojemu odbiciu.Moje blond włosy były prawie czarne od smoły. Na kurtce widniały dziury wypalone szyderczymi mackami ognia. 
*Uśmiecha się złowieszczo na myśl o szyderczych mackach ognia wypalających dziury w bohaterce.*
 
 „Powiedzieliby, że jestem murzynką”- pomyślałam.
Pisanie nazwy rasy ludzkiej z małej litery też jest obraźliwe. Dla gramatyki.
 Nagle moje odbicie uśmiechnęło się pomimo tego, że ja tak nie zrobiłam. Coś było nie tak. Dziewczyna z lustra włożyła rękę do kieszeni kurtki i wyjęła z niej przepiękny wisior w kształcie serduszka. Wisiał on na długim łańcuszku. Serce zrobione było z białego kryształu, który pięknie się mienił. Włożyła go powrotem do kieszeni i nagle spochmurniała.
Nie przypomina wam się coś znajomego? Podpowiem, że zwierciadło z owego uniwersum miało bardzo podobne właściwości. Lustro w tym opku bynajmniej nie pokazuje tego, czego się najbardziej pragnie... 
 
 Zza jaj pleców wydobywały się kłęby ciemności. Błądziły niczym macki po jej ciele.
 Po pierwsze: gdzie plecy mają jaja?
Po drugie: naprawdę autorka nie zna innych porównań niż tych do macek?
 Doszły do głowy i wykręciły jej kark. Słyszałam dźwięk łamanych kości. Ciało bezwładnie upadło na podłogę, a mnie oblała fala przerażenia.
***
 - Drugi raz uratowałem twojej dziewczynie życie, więc należałoby mi się więcej szacunku –usłyszałam głos Lysa.
   - I tak cię nie lubię- odpowiedział na to Kuba.

   Otworzyłam zaspane oczy pocierając je przy tym ręką.
 Gdzie z tą ręką? Nie wiesz, że przecinki nie lubią pocierania? Przez ciebie jeden uciekł!

   - Gdzie jesteśmy?- zapytałam.

   Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moje głowa leży na kolanach Kuby, a nogi na kolanach Lysa. Kuba podłożył mi wcześniej poduszkę pod głowę, więc nic nie czułam.

   - Jedziemy autobusem do drugiej szkoły –Lys uśmiechnął się do mnie.

   Chyba miał rację. Siedzieliśmy na tyłach starego autobusu. Usiadłam na wolnym miejscu pomiędzy chłopcami i zapytałam:
   
- Jakim cudem z pustego pokoju bez drzwi zostałam przeniesiona na powierzchnię? - Rozejrzałam się po twarzach chłopaków i stwierdzając, że nie otrzymam odpowiedzi, spytałam jeszcze:

   
- Czy ktoś zginął? –teraz tylko to mnie interesowało.
   - Połowa uczni. 
Na szczęście tylko ucznie umarły w tym tragicznym wypadku. Uczniom nic się nie stało, wszyscy są cali i zdrowi!
Na koniec dzisiejszej analizy chciałam wam przekazać, że zagadka wieku bohaterów została rozwiązana. W zakładce "Bohaterowie" jest wszystko elegancko wypisane. Przepraszam, że wcześniej tego nie zauważyłam.
Z płonącej budynki pozdrawia was walcząca z szyderczymi mackami ognistego Cthulhu Deni Len, a raczej Nessa Tinuviel Tańcząca z Pokemonami.

1 komentarz:

  1. rozmyśla nad ty zdaniem
    Tym.

    z małej litery
    Małą literą.

    Borze, jakie to było nudne.

    OdpowiedzUsuń