czwartek, 3 lipca 2014

Pijany Legolas, poletko heroiny i lodówka w Śródziemiu (Trochę śmiechu z władcą pierścieni)

Dzieńdoberek!
Odpocznijmy od tęczowych koników i zajmijmy się tematyką fantasy. W przeciwieństwie do MLP, do lubienia fantasy przyznaje się prawie każdy, bez względu na wiek i płeć. Wszelkie dzieła fantasy- zarówno książki i filmy, jak i gry- budzą wenę w młodych blogowiczach i tak rodzą się pseudoromantyczne historyjki czy pseudoepickie przygody jakichś znanych herosów.
Tutaj mamy do czynienia z pseudohumorem prosto ze Śródziemia. Autor napisał tę oto historyjkę na forum Lastinn.info, a ona urozmaiciła zawartość forumowego archiwum. Komentarze są pochlebiające, a jeden jedyny forumowicz napisał: "Jesteś na dobrej drodze ale brak w tym humorze oryginalności tzn zwykłego polotu, pisz dalej wyrobisz sie.". Moim skromnym zdaniem ten tworek jest po prostu niesmaczny (naprawdę skromnym, bo pod koniec dziełko zaczyna przesadnie się rozwijać), ale to pozostawiam już do waszej interpretacji.
A zatem wpadnijmy do Sama na Starogardzką.
Link do posta: http://lastinn.info/opowiadania-archiwum/798-troche-smiechu-z-wladca-pierscieni.html
Analizowała Deni Len.

- Nie będę płakał za nimi - oznajmił Gimli.
- Ale mógłbyś stwarzać chociaż pozory, żeby było miło - skarcił go Legolas.
- Dla ciebie wszystko... - W tejże chwili Gimli ryknął płaczem, choć nie wiadomo, czy było to łkanie czy wielce radosny śmiech.

 Autorze, skoro już napisałeś, że Gimli, o zgrozo, ryknął płaczem, to nie każ zastanawiać się czytelnikom, czy on płacze, czy się śmieje.

- Teraz lepiej. - pochwalił go elf.
Znajdowali się właśnie niedaleko Szarej Przystani. Zjawili się tam z dwóch powodów: aby dodać otuchy odpływającym Frodowi, Gandalfowi, Elrondowi i reszcie załogi, pocieszając ich tym, że jest nadzieja, iż kiedyś na pewno znajdą suchy ląd, niekoniecznie jeszcze za ich życia.

Legolas i Gimli przyszli do Szarej Przystani, żeby pocieszyć odpływającą kompanię, bo mogą (ci odpływający) dotrzeć do Nieśmiertelnych Krain dopiero po swojej śmierci? Niech mi ktoś wytłumaczy sens tego zdania, proszę!

 Drugim powodem były narzekania Legolasa, który twierdził, że to przez Galadrielę, gdyż to właśnie ona przepowiedziała mu tęsknotę za morzem.
- Nie wybaczę jej tego. To przez nią tu jesteśmy. Niedobrze mi się robi jak patrzę na tą[tę] wodę - w tym momencie elf zrobił się blado zielony - pewno nie wiedziała, że mam chorobę morską! 

Co jednak nie przeszkodziło ci odpłynąć nieco później, drogi Legolasie.

  Ale dosyć tych narzekań, wracajmy już, mości krasnoludzie.
- Mówiłem ci już, że możesz mówić mi po imieniu - odparował krasnolud.
- Jakoś nie mogę się przyzwyczaić, bo przez tą brodę wydajesz się być starszym ode[spacja]mnie, a wiesz że w moim królestwie...
- Zamknij się już i chodźmy, bo jeszcze nas zauważą i... - urwał Gimli, gdyż zauważył, że Sam zaczął wymachiwać ręką i pokazywać na nich palcem jakby byli jakąś atrakcją turystyczną.
- Nie jesteśmy jakąś atrakcją turystyczną - żachnął Gimli - i - przestań pokazywać na nas palcem, bo zrobię użytek z mojego toporka.

Gimli, co ci się stało? Rozumiem, że nie kumplowałeś się z Samem tak blisko jak z Legolasem, ale tu jesteś po prostu opryskliwy! Poza tym, skąd możesz wiedzieć, co to jest atrakcja turystyczna?

  - Nie denerwuj się kochany, teraz wiem dlaczego krasnoludy żyją tak krótko!Zbyt często się stresujesz, a powinieneś wiedzieć, że stres... - krzyczał Sam, gdyż był oddalony od nich o jakieś pół mili.
- Dobra, zamknij się już i gadaj czego chcesz, pokurczu!
- Nie mów tak brzydko do mnie - uraził się Sam. - Chciałem was zaprosić do mojego domu. Wypijemy po piwku i powspominamy stare dobre czasy.
- Nie mam żadnych dobrych wspomnień związanych z tobą.

Gimli, przestań się na wszystkich dąsać, bo nikt nie lubi buców. 

 - To może ty Legolasie dasz się skusić? Jest u nas mnóstwo drzew...
 - Jasne, zajrzę do ciebie. Mam sprawę do Toma Bombadila, a to po drodze.
Tak więc ruszyli, a Gimli razem z nimi, bo bał się sam wracać do domu.

Taki malutki i strachliwy krasnoludek z niego był, jeszcze pieluchę nosił.

Jego przyjaciel Legolas obiecał, że odprowadzi go pod same drzwi, ale najpierw mieli zgodnie z umową zwiedzić Fangorn i Migoczące Komnaty w Helmowym Jarze.
Po drodze nie działo się nic nadzwyczajnego dla Gimliego, ale sokole oko Legolasa widziało różne rzeczy. Były to na przykład skunksy goniące wiewiórki i próbujące zasmrodzić je...

Chyba nie chcę wiedzieć, od kiedy skunksom zaczęło zależeć na zasmrodzeniu wiewiórek. I od kiedy Legolas się interesuje takimi rzeczami.

Kiedy już wreszcie dotarli do domu imić [imć jak już] Samwisa, gdyż nie był tu zwykłym wieśniakiem, a naprawdę grubą rybą, weszli do chaty i owładnęło nimi przerażenie gorsze od stada orków. Otoczyło ich stado dzieci Sama, które zaczęły głośno ryczeć na widok krasnoluda
Raz: hobbici mieszkali w norkach, nie w chatach. 
Dwa: Samwise dostał od Bilba to, co zostało ze smoczego skarbu, żeby zorganizować ślub, więc trudno stwierdzić jednogłośnie, że jego stan majątkowy po ślubie był wyższy niż przeciętnego mieszkańca Shire. Dodatkowo jako fanka LotR-a prędzej uwierzyłabym, że Sam oddał większość majątku, bo jemu do szczęścia wystarczyłby skrawek ziemi pod uprawę roślin. 
Trzy: kiedy Frodo odpływał, Sam miał dopiero jedną córkę.

 - Kim jest ten zarosły? - powiedziało (chociaż powinno spytać) jedno z szóstki dzieci, które jako tako umiało już mówić.
- Nie mam pojęcia, sam spytaj tego obrosłego brzydala. Ja nie zadaję się ze zwykłymi wieśniakami - odpowiedziała matka.
- Witaj Różyczko. Oto moi przyjaciele z czasów wojny: ten nie ogolony krasnolud to Gimli, a ten zielony to Legolas prosto z lasu - powiedział Sam.

Cóż, zazwyczaj krasnoludy są nieogolone. Można by rzec, że długie brody to ich cecha rasowa. Za to zielony elf... Hmm... To akurat jest kosmita, a że prosto z lasu to chyba wersja ekologiczna.

 - A więc to ich zatrudniłeś do dzieci? - odparła Różyczka z niezbyt zadowoloną miną.
- Cii... to miała być niespodzianka...
Tak, więc Gimli zrobił użytek ze swoich zatyczek do uszu, a Legolas wyłączył swój radar słuchowy i udawali, że nic nie usłyszeli.

Zatyczki... Radar... Brak mi słów.

- A więc chyba poznaliście naszą niespodziankę...
- Co? Mówiłeś coś? Nie? Dobra Legolas, ale się zasiedzieliśmy. My tu gadu gadu, a to już pięć po drugiej. Dziękujemy za gościnę. W drogę nieustraszony Legolasie! - zakomunikował Gimli z bardzo zaniepokojonym wyrazem twarzy.
- Mam Starogardzką w lodówce... - zaproponował Sam, a plany Gimliego i Legolasa uległy gwałtownej zmianie, zanim tamten zdążył dokończyć zdanie.

No tak, mieszkańcy Śródziemia uwielbiają polską wódkę. Choć jeśli plotki o Starogardzkiej są prawdziwe, szczerze się dziwię Samowi, że ma ją w ogóle u siebie w lodówce *parsk* oraz tamtej dwójce, że na dźwięk jej nazwy postanowili zostać dłużej w domu, w którym nie za bardzo chcieli przebywać.

 - Nie możemy tak po prostu tego zostawić - rzekł z niesamowitym błyskiem w oczach krasnolud.
- Dobra, Różyczko bierz dzieci i w pole, jak skończymy obalać władzę absolutną, to wam pomożemy - powiedział Sam.

 Dopiero niedawno dowiedziałam się, że obalanie w kwestii alkoholu jest poprawne, ale ta dwuznaczność jest bardzo ciekawa i zostawiłam ten komentarz. 

Cała kompania zebrała się w kuchni, a hobbit wyjął z lodówki ćwiartkę Starogardzkiej.
- To wszystko dla nas? - Krasnolud zrobił wielkie oczy i teraz spojrzał na Legolasa.
- O własnych siłach stąd nie wyjdziemy... - odparł elf. - Nie wspominaj o tym wyczynie moim ojcu.

Jakiś problem, Legolasie? Tuzin kufli piwa ci nie straszny, a kieliszek Starogardzkiej tak?

 Kieliszki już postawione. Teraz czas na toast.
- To za co pijemy?
- Za dzielnego Golluma!! - krzyknęli wszyscy jednogłośnie.
- Za bohatera wojennego! - dodał Sam. - Własne życie oddał za nas wszystkich i wskoczył wraz z Pierścieniem w rozpaloną lawę, robiąc w powietrzu niesamowite ewolucje: podwójne salto, poprzedzone potknięciem się o kamień, który wypadł mi, gdy robiłem żonglerki. A układ był taki: ten, kto zrobi mniej żonglerek, wskakuje do Oroduiny i niszczy pierścionek. Gollum ukradł Jedynego i bez zastanowienia skoczył. Jego decyzja wywołana była zasmakowaniem liści heroiny, którą własnoręcznie ściąłem ze swojego pola. Gdy już spadał, zawołałem do niego: "Co zrobiłeś z moimi liśćmi?" Wyobraźcie sobie, że Gollum jeszcze odwrócił się z nienaturalnie wypukłymi oczami i zawołał: "My treassssure! Ty $%#%&%^@#$^!!!" I tak zginął nasz wierny przyjaciel.

Gollum zwykł nazywać Jedynego skarbem, czyli jak ukochaną osobę- "precious". "Treasure" oznacza skarb jako bogactwa. Nie pytajcie mnie, dlaczego zwracam uwagę na takie rzeczy w obliczu takiej profanacji, bo sama nie wiem.
Aha, jeszcze coś: heroina NIE JEST rośliną.

Po wypiciu jednego kielicha Legolas poczuł ogień w gardle i szmer w głowie, jakby ktoś tam siedział i mówił mu, że ma już dosyć.

Cóż, kielich i kieliszek to dwa naczynia o różnych pojemnościach, ale co ja tam wiem.

 Gimli spojrzał na elfa i zauważył, że książe[ę] elfów zaczął drastycznie wymachiwać rękoma jakby chciał odgonić stado wściekłych much.
- Czemu wymachujesz rencoma - rzekł hobbit

 Nie wiedziałam, że Samwise wywodzi się od Ślązaków. Alverion dba o moją edukację tematyczną.

i w tej chwili spadł z krzesła wprost na kolana Legolasa. W tym właśnie momencie w drzwiach stanęła Różyczka.
- Co robisz, wstrętny zdrajco? - rzekła żona. - Masz szczęście, że i tak cię nie kochałam. Wyszłam za ciebie tylko i wyłącznie dla pieniędzy, i wiesz co?
- Kochanie, wiesz... po prostu za dużo wypiliśmy - tłumaczył się Sam. - Nie mogłem unieść reszty swojego ciała na moich przeszczepionych nogach i przewróciłem się na Legolasa. Gdyby nie on, patrzałbym teraz na deski, a nie na ciebie...
Gimli chciał potwierdzić autentyczność słów swojego kompana, ale ta próba zakończyła się klęską, gdyż jego stan upojenia był krytyczny.
- Dobra, przecież wiesz, że cię kocham. Musicie już kończyć i pomóc dzieciom w polu. Wiesz, że heroina sama nie rośnie, trzeba się o nią troszczyć - powiedziała Różyczka i wzięła butelkę Starogardzkiej. - Widzę, że zostało jeszcze coś na dnie, schowam to.

No, w sumie wolę Różyczkę, która jest tak kochana, że razem z dziećmi pielęgnuje poletko heroiny swego męża i wie, kiedy trzeba schować alkohol przed nim i jego koleżkami, niż bucowatą i uprzedzoną do zwykłych wieśniaków, jaką nam na początku przedstawił autor.
Powtarzam: heroina NIE JEST rośliną.

[UWAGA Poniższy materiał zawiera nadmiar zalecanego dziennego spożycia elementów komicznych z Legolasem upitym kielichem Starogardzkiej w roli głównej. W razie zauważenia objawów takich jak narastająca panika, chęć mordowania bądź myśli samobójcze, prosi się o natychmiastowe zaprzestanie dalszego czytania analizy.]

W tym czasie Legolas, budząc się z chwilowej utraty przytomności, zauważył, że jakaś niezidentyfikowana postać zabiera im ich trunek. W nagłym napadzie szału chwycił za łuk i nałożył niezręcznie strzałę. Nie spostrzegł, że jest ona wycelowana w jego brodawkę na środku czoła. (No ale w czyją brodawkę? Legolasa?)
- Ludzie do broni, mamy złodzieja! - a zwracając się do postaci, rzekł - Zginiesz, zanim to wypijesz!
Różyczka patrząc na wyczyny elfa, nie mogła uwierzyć, że te patałachy przeżyły wojnę.

Tu się muszę zgodzić z chyba jedyną trzeźwo myślącą bohaterką tego dziełka.

- Odłóż to, bo zrobisz sobie krzywdę.
Gdy mgła opadła Legolasowi z oczu, zorientował się, że to Różyczka.
- Wybacz niewiasto, nie rozpoznałem cię w tej nawałnicy. Dobrze, że szybko zorientowałem się, że to ty.
Kobieta próbowała zabrać mu łuk i przesunęła go w kierunku okna, a Legolas niespodziewanie puścił cięciwę i strzała musnęła mu policzek raniąc go przy tym.
- O mały włos, a poległbym - rzekł elf.

Alverion zrobił z Legolasa debila i jeszcze śmie ukrywać to pod kołderką "szlachetnej" mowy... Dobra, do tej pory byłam znudzona, teraz zaczynam się niepokoić...

 Wtem rozległ się pełen przerażenia huk, wydobywający się ze śmietnika. Różyczka podeszła i wyjęła martwą istotę, która okazała się ich kotem.
- Tylko nie on - wrzasnęła ze łzami w oczach. - Zabiłeś nam Puszka. Był naszym wiernym kotem, który karmił nasze dzieci swoim mlekiem.
- Ten czyn schańbił [samo h!] mój ród. W zamian ofiaruję ci moją kozę.

Naprawdę nie musisz, Legolasie! Jesteś pijany, więc Różyczka cię podpuszcza. Puszek nie mógł przecież karmić mlekiem, będąc kocurem...

Elf odwrócił się w stronę drzwi i próbując wydobyć z siebie gwizd, niezdarnie napluł Gimliemu w oko, co sprawiło, że ten obudził się nagle.
- Tooooooniemy!
Krasnolud gwałtownie wstał z krzesła, chwycił coś, co uznał za swój topór i poturlał się do wyjścia. Promienie słoneczne tak go oślepiły, że na moment oślepł i uderzył hełmem pancernym, który miał na głowie, w metalowy płot sąsiada niszcząc go doszczętnie. Teraz gdy tonął w ciemnościach, poczuł że to już koniec i zasnął wśród kwiatów, które hobbici nazywają Gnojnicami, ponieważ rosną tam, gdzie smród gnoju ich nie opuszcza.

Wyobraziłam sobie tę sytuację mniej więcej tak:
Poza tym, jak można zniszczyć płot z metalu, nie zabijając się przy tym?

Wracając do tego co działo się w chałupie: Sam widząc zmasakrowaną twarz Legolasa, zdjął ze swojej nogi bandaż (A skąd Sam miał bandaż na nodze, to się nie dowiemy.) i obwinął nim twarz elfa.
- Niech tobie lepiej służy, zrobimy tylko dziurki na oczy i nos, i gotowe.
W tej chwili na schody przybiegły przerażone dzieci Sama, gdyż zauważyły sąsiada torturującego krasnoluda. Słysząc te potworne wieści, Legolas wstał z krzesła i usłyszał znów ten szmer w głowie mówiący: usiądź. A ten tym razem posłuchał. Tak więc na pomoc krasnoludowi ruszyła Różyczka z patelnią w ręku.
- Zginiesz, zanim uderzysz - rzekła do sąsiada, który był psychicznie upośledzony. Wszędzie widział Nazgule.
 Ścieżko, gdyż takie było jego imię, puścił grzecznie krasnoluda. Widział pod bielizną Różyczki jej czarny pas karate. Kobieta wzięła Gimliego na taczkę i przetransportowała go do kuchni.

Wiem, że powinnam się teraz śmiać, ale jakoś mnie to nie bawi.

Gdy wszyscy znaleźli się z powrotem w jadalni, zwrócili swoje oczy na Legolasa i zaczęli wyzywać go od Legomumii. Legolas, który nie mógł znieść tej obelgi, obraził się na nich i zwymiotował w bandaż.
 Och, Legolasie, synu Thranduila, książę Mrocznej Puszczy, o najurokliwszy i najzarąbistszy wojowniku w historii fantasy... Co ten ohydny Alverion ci zrobił?!

Sam zapomniał zrobić dziurę na jego paszczę, więc elf znalazł się w nieciekawej sytuacji. Hobbit widząc to, zareagował od razu. Przestał się z niego wyśmiewać, chwycił Picusia - swój drewniany miecz - i próbował zrobić wylot, lecz jego spróchniały mieczyk pękł mu w dłoniach.

 Och, Samwisie Gamgee... Brak mi słów.

 Użyczył więc topora Gimliego. Po wielu próbach zrezygnowany chwycił nożyczki i rozciął bandaż wraz z włosami. Gdy już elf uwolnił się z cuchnących oparów, krzyknął, a głos jego słyszalny był nawet w Mordorze.
- Nareszcie wolny!

No dobrze, Alverionie. "Trochę śmiechu z władcą pierścieni" powiadasz? Mnie jakoś nie jest do śmiechu, więc specjalnie na taką sytuację zatrudniłam asystentów. Proszę:
Na szczęście już docieramy do końca. Jeszcze tylko jeden element komiczny...

Gimli ponownie spojrzał na przyjaciela i przetarł oczy, ale to nic nie dało, gdyż przed oczyma i tak miał potwora.
- Legolasie, własny ojciec po powrocie do domu cię nie pozna.
- Czemu?
- Ta szrama na twoim policzku i te... te... - krasnolud nie wytrzymał i ryknął płaczem.

 Gimli, synu Gloina, ty też?! I to pod samą końcówkę!

Nie zastanawiając się, Legolas wydobył z kieszeni swój niezbędnik: lusterko. Spojrzał w nie i zamarł na chwilę. Nastała niezręczna cisza, którą zakłócał tylko psychiczny sąsiad robiący użytek z swojej spawarki i naprawiający pancerny płotek. Wreszcie Legolas wyrwał się zadumy i rzekł do lusterka:
- Lustereczko, powiedz przecie, kto najpiękniejszym elfem jest na świecie.
- Gimli jest piękniejszy od ciebie - odparło lusterko - ale on niestety nie jest elfem, więc odpada. Najpiękniejszym elfem jest, a raczej był, Gollum.
- Dobre i to... - pocieszał się Legolas.

*powarkuje i mało jej brakuje do zrobienia demolki w całym Borze.*

 - Widzę, że już trochę z wami lepiej - odezwał się niespodziewanie Sam. - Muszę wam coś zakomunikować. Chcę z Różyczką wyjść się trochę zabawić, więc dobrze by było, gdybyście zostali w domu, dzieci się wami zaopiekują.

Oczywiście! Po tym wszystkim: Starogardzkiej, idiotyzmach po pijaku, cholernym płotku sąsiada i oszpeceniu Legolasa CHCECIE TAK PO PROSTU WYJŚĆ?! 

Dwójka hobbitów (Jak mężczyzna i kobieta, to raczej dwoje.) spakowała manatki i wyszła natychmiast, gdyż robiło się ciemno, a Sam przeraźliwie bał się ciemności.

 Tego już nie skomentuję, bo mam dość.
Tak więc życzę wam (no i sobie), żebyście odzyskali równowagę mentalną po przeczytaniu tego okropieństwa. Gdybyście chcieli kiedykolwiek napisać humorystyczne opowiadanko o LotR-ze, przypomnijcie sobie to opko... i postarajcie się.
Co do Alveriona, mam nadzieję go kiedyś spotkać... w piekle!

Z chaty naprawdę grubej ryby w Shire pozdrawia Was wyjątkowo wkurzona i załamana zarazem Deni Len.

6 komentarzy:

  1. Nie jestem jakąś wielką fanką LoTR-a, ale... co to było, do jasnej cholery? Sama analiza dużo lepsza od poprzednich, co bardzo mnie cieszy :D Red chyba też będzie się z tego cieszyła ^^.
    Pozdrawiam, Arkanistka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie byłabym taka pewna, że Red będzie szczęśliwa... Na widok tego dziełka na pewno nie. xD

      Usuń
  2. *całą siłą woli powstrzymuje cisnące się na klawiaturę przekleństwa*
    Co ten przebrzydły aŁtor zrobił z bohaterami LOTRa?!
    Analiza ucieszna, widać postępy. ;) Kwiknęłam zdrowo kilka razy, chociaż narastający wkurw trochę utrudnił mi lekturę.
    No, to teraz idę założyć konto na tym forum i zmasakrować aŁtora. Dziwią mnie te pochlebne komentarze, nie wiem, gdzie użyszkodnicy mają oczy.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. władcą pierścieni
    Gdzie się podziały wielkie litery?

    fantasy- zarówno
    Tralalalaspacjepauzylubpółpauzytralalala.

    Komentarze są pochlebiające
    Raczej pochlebne/pochlebcze.

    Tuzin kufli piwa ci nie straszny
    Niestraszny.

    Ten czyn schańbił [samo h!]
    A o z zamiast s na początku zapomniałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjaśniam:
      1. "władca pierścieni" jest z małych liter, ponieważ zastosowałam pisownię oryginalną, oznaczającą tytuł dziełka.
      2. Jestem pod wrażeniem, bo poraz kolejny wytknęłaś mi ten sam błąd z pauzami. Obiecuję poprawę.
      3. "Nie straszny" to prawdopodobnie jednorazowy błąd, taki w stylu spacji przed kropką w notce powitalnej.
      Za pozostałe poprawki z serca dziękuję. Poczułam się urażona na początku, ale w sumie masz rację. *wstydzi się*

      Usuń
  4. Wypadałoby jeszcze spytać ałtora, w jakim świecie obalenie ćwiartki wódki we trzech to jest "wyczyn". Chyba w przedszkolu.

    OdpowiedzUsuń