środa, 16 lipca 2014

Dwie moce, zostawianie w pokoju i klonujący się zmiennokształtni (Zdrada)

Witam!
Jak wiadomo, w kupie raźniej. W związku z tym często można spotkać blogaski, na których stadko autorek wychwala nad niebiosa twórczość innej autorki, a niektóre dodatkowo zachęcają do odwiedzin swojego bloga. Zuza Starr była jedną z nich.
Cóż, historia Jagody i jej przyjaciół nie jest napisana tragicznie, ale też niezbyt dobrze. Ortografia trzyma poziom, za to występują tu inne błędy. To wystarczy, żeby odstresować się po profanacji zafundowanej przez Alveriona.
Odwiedźmy więc pewną niezwykłą szkołę w lesie.
Analizowała Deni Len.

[Historia ta zaczyna się niewinnie - od zabawy grupowej. Każda drużyna szuka kulek umieszczonych w obręczach, z których można je wyjąć tylko przy użyciu mocy. Drużyna, która zdobędzie najwięcej kulek, wygrywa. W drużynie bohaterki są jej dwie przyjaciółki i chłopak, w przeciwnej siostra jej chłopaka, chłopak siostry chłopaka, brat bohaterki i przyjaciel brata]
 [...]
 Tomek (brat bohaterki) zawsze mówił, że to niesprawiedliwe, bo ja mam dwie moce, a reszta po jednej.

 No cóż, autorka zdecydowała, że będziesz lepsza od innych, czy tego chcesz czy nie. Chyba powinnaś się cieszyć; masz AŻ DWIE moce zamiast jednej.

 Gośka (przyjaciółka) ma moc życia. Oznacza to, że  uzdrawia ludzi i sprawia, że rośliny rosną kiedy tego chce. Nina (druga przyjaciółka) ma moc ziemi, ale jest słabsza, bo dopiero co dołączyła do nas i jeszcze nie potrafi w pełni jej opanować, a Kuba (chłopak bohaterki) umie ożywić rzeczy takie jak plastikowe żołnierzyki, czy figurki. Pracuje też nad większymi rzeczami. Bianka (siostra Kuby) panuje nad chmurami. Potrafi przywołać burzę albo deszcz. Filip (chłopak Bianki) posługuje się perswazją, czyli rozkazuje w myślach komuś, aby coś zrobił i ta osoba mimowolnie to robi, a David (przyjaciel Tomka) może się teleportować, ćwiczył też teleportację innych. Tomek ma władzę nad wodą i jest naprawdę dobry w tym co robi. Potrafi zrobić ogromne fale na morzu, ulecza rany i wiele więcej.

Zaraz... Mag wody umie uzdrawiać? To po cholerę moc życia? *podejrzewa autorkę o wpływy "Avatara: Legendy Aanga"* Równie dobrze można było zostawić Gośce jedynie magię roślin, a wtedy Tomek mógłby spokojnie leczyć.

 Nasza grupa pobiegła w prawo, a ta druga w lewo. Sędzią była nasza ulubiona nauczycielka Natalia. Nie lubiła gdy mówiliśmy do niej po nazwisku, bo czuła się wtedy staro.
Rozdzieliliśmy się i każdy pobiegł w inną stronę. Ja oczywiście zrobiłam sobie ścieżkę z lodu i ślizgałam się po niej, bo tak było szybciej.

Oczywiście taki Filip nie zmusił jej siłą umysłu, by nie robiła sobie ścieżki z lodu, ani taka Bianka nie nasłała na nią deszczowej chmury, bo bohaterka musi mieć pole do popisu. No chyba że dawali jej fory.
  
W oddali zauważyłam obręcz. Zrobiłam sobie przy podeszwach dwa ostrza i tak powstały moje własnorobne *tihihihi!* łyżwy. Gnałam niczym wiatr, aż dotarłam do niej i zdobyłam kuleczkę.

To tworzenie przedmiotów też zalicza się do możliwości magii lodu lub ognia? No sorry, to że Elsa w "Krainie Lodu" zrobiła sobie sukienkę i ożywiła bałwana nie oznacza, że bohaterki innych dziełek mogą tworzyć "własnorobne" łyżwy.
Nigdy nie wiedzieliśmy ile kulek jest ukryte [-tych] w lesie. Mieliśmy wyznaczony czas na szukanie.
Ciekawe, czy ktoś z przeciwnej drużyny też zdobył piłeczkę.

No ciekawe, bo mieliście szukać srebrnych kulek, nie piłeczek.


Wyszłam z lasu i znalazłam się na wielkiej polanie. W oddali widziałam jezioro. Tam na pewno Natalia coś ukryła.

Nagle coś poruszyło się w krzakach i zobaczyłam Tomka. On też mnie zauważył, bo zaczął biec jak najszybciej potrafił, ale i tak go wyprzedziłam. Tak jak myślałam, obręcz znajdowała się na środku jeziora. Machnęłam prawą ręką i na wodzie pojawiła się dróżka z lodu. Biegłam jak szalona. Byłam pewna, że zdobędę kulkę, aż tu nagle poślizgnęłam się i wpadłam do wody. Tak, to była sprawka Tomka. Wyprzedził mnie z szyderczym uśmieszkiem i gnał dalej. Zaczęłam się śmiać jak głupia. Mój młodszy brat mnie pokonał.

Peszek, bohaterko.

 Pod koniec gry każda grupa podliczyła kulki i okazało się, że był remis.
   - Hej Jagódko - podszedł do mnie Kuba – czemu jesteś taka mokra?
   Jagódko... jak ja nie lubiłam tego zdrobnienia! Wolałam jak mówił do mnie Jagoda.

Fajnie, że dopiero pod koniec rozdziału poznajemy imię głównej bohaterki.
  

   - Bo Tomek użył wody i przez niego wpadłam do jeziora[spacja]-[spacja]odpowiedziałam.

   - No, choć[dź!]. Ogrzeję Cię - powiedział i przyciągnął mnie do siebie, a potem przytulił i pocałował. Był średniego wzrostu, miał blond włosy i ciemne oczy.

 Bardzo dużo mi to powiedziało, ale nie. Bo jakie były te oczy? Ciemnoniebieskie, ciemnozielone czy może ciemnofioletowe?

   Zrobiło się ciemno, więc wszyscy poszliśmy do salki telewizyjnej świętować moje siedemnaste urodziny.

To akcja dzieje się w czasach współczesnych? Obecność telewizora nie wskazuje na pseudośredniowiecze, w którym umieszczona jest akcja "Hobbita" na przykład, więc mówimy tu o czymś w rodzaju "Avengers", tak?

Rozdział 2
Było świetnie. Później wszyscy poszliśmy na imprezę się zabawić. Oczywiście chłopcy zaczęli od picia, a dziewczyny poszły tańczyć.

 Nie zawsze tylko chłopcy piją...
 
 Pewnie zastanawiacie się czy dużo jest takich jak my- odmieńców. Nie jest nas zbyt wielu, ale jakoś radzimy sobie. Nasi przed wiekami zbudowali szkołę w lesie, więc nikt nie wie o naszym istnieniu, a nawet gdyby się dowiedział to zapominał wszystko za sprawą Natalii.

Z braku przecinka nie wiadomo, czy ewentualny świadek wszystko zapominał czy wszystko w kwestii zapominania było za sprawą Natalii.

Szkoła była niewielka. Wokół niej stały małe domki letniskowe, w których mieszkali uczniowie. Uczyliśmy się tego samego co ludzie, ale mieliśmy jeszcze zajęcia, na których ćwiczyliśmy swoje moce.
Po imprezie dostałam góry prezentów. Nie wszystkie mi się podobały, ale nie chciałam zrobić przyjaciołom przykrości, więc mówiłam, że są śliczne.

Chwała ci za to! Pewnie byś rozwaliła całą szkołę w napadzie szału, bo przyjaciele nie zadbali o odpowiednie podarunki. W sumie ciekawe, że oni się tak dobrze znają, a jednak prezenty na urodziny okazały się nietrafione.
 
Ten dzień był bardzo męczący. Tańczyliśmy do drugiej nad ranem, ale była sobota, więc mogliśmy się trochę zabawić. Po imprezie wszyscy poszliśmy do swoich domków.


Dostała prezenty po imprezie, imprezowali do drugiej, a po imprezie poszli do domków... Hę?

[Gosia prosi Jagodę o rozmowę.]
 [...]
 - Chodzi o Kubę - powiedziała. – Ostatnio jest jakiś dziwny. Wszystkich zaczepia, czasami się z kogoś śmieje… Nigdy taki nie był, przecież wiesz… Martwi trochę mnie to. (Mistrz Yoda zadowolony z twej składni jest bardzo.) Od czasu wakacji  stał się po prostu nieznośny. Proszę cię porozmawiaj z nim. Jego charakter pogorszył się. Nie wiem, może coś się stało w czasie wakacji? Martwię się o niego, jest dla mnie jak brat. Znamy się od piaskownicy i nigdy jeszcze taki nie był.-Odwróciła się i wyszła.

Serio? Przyszła, powiedziała: "Hej, zrób coś ze swoim chłopakiem, bo mu się pod kopułą powywracało." i wyszła, nie czekając na reakcję? Fajna z niej koleżanka, nie ma co. Nawet specjalnie nie porozmawiała z Jagodą.
 [...]
 Położyłam się do łóżka i przeczytałam do końca ostatnią część Harry’ego Pottera. Odłożyłam książkę na półkę i spojrzałam na zdjęcie wiszące na ścianie. Byłam tam ja i Kuba. Tulił się do moich długich blond włosów i mrużył swoje brązowe oczy.

 To takie głębokie... Ach, te blond włosy... Te oczy... które jednak nie są ciemnofioletowe. A szkoda.
 
   Gdy miałam czternaście lat moje oczy zmieniły kolor. Kiedyś miałam zielone, a teraz jedno oko było niebieskie, a drugie złote.
  
 Mhm... Fascynujące. Z jednego szpanowskiego koloru na drugi. A raczej na dwa. Chyba bardziej merysójkowo się nie dało. Zaraz... dało się; zamiast oczu mogłaby mieć dwa kameleony, tak jak pewna hrabina... (materiał zanalizowany przez ekipę z Fortecy Red)

 Na drugi dzień związałam niesforne włosy w koka i poszłam do lasu na maliny. Miałam takie miejsce, o którym nikt nie wiedział. Wzięłam mały koszyk. Zawsze przynosiłam owoce dla przyjaciół.
 Wędrowałam sama po wielkim lesie. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale to nie znaczy jeszcze, że tak jest. Przycupnęłam obok krzaków i zaczęłam zbierać maliny.

   - Zaraz zginiesz – echo czyjegoś wesołego głosu rozchodziło się po lesie niczym mgła.

Moim zdaniem echo rozchodzi się jak echo, a mgła jak mgła. Po co mieszać i utrudniać 
życie kolejnym dziwnym porównaniem z wątpliwością poprawności?

Miałam wrażenie, że źródło tego głosu stoi za mną, ale nie. Wstałam i zaczęłam rozglądać się do[o]koła. Nic tam nie widziałam. Chyba się przesłyszałam.
  
To oczywiste, że się przesłyszałaś, skoro nic nie zobaczyłaś. Logiczne.
 

   - Uciekaj! - ktoś szepnął mi do ucha z zafascynowaną nutą w głosie.

   Znów odwróciłam głowę, ale nikogo tam nie było. Przerażenie oblewało mnie od stóp do głów. Brzuch mnie bolał, a po nogach przeszedł mi dreszcz. Byłam tak zdrętwiała, że nie mogłam się ruszyć.

Rozumiem, że z człowiekiem robią się różne dziwne rzeczy, kiedy jest przerażony, ale że 
tak szybko i tak bardzo ją wzięło? Niezła jest.

Miałam moce, ale to nie znaczy, że mój przeciwnik jest słabszy, tym bardziej, że nie widziałam go. Jeszcze nigdy nie słyszałam, aby ktoś miał moc niewidzialności, ale jest to możliwe. Jeśli tak to miałam przechlapane. No bo jak trafić kogoś kto jest niewidzialny?
   Rozejrzałam się jeszcze raz po lesie. Może tylko chował się za jakimś drzewem? W oddali zauważyłam, że coś się do mnie zbliża. Tygrys w Polsce?

O, kolejna informacja wyskakuje nam w trakcie opowiadania niczym królik z kapelusza! A więc akcja ma miejsce w Polsce. A w jakich czasach? Wspomniany wcześniej telewizor ma wskazywać na współczesność, no ale telewizory istniały już w zeszłym stuleciu, więc...

 Nagle oblał mnie zimny pot. Kiedyś słyszałam o odmieńcu, który umiał zmieniać postać. Zabijał innych dla rozrywki. Oczywiście został skazany na śmierć, ale miał syna, który nie posiadał żadnej mocy. Albo po prostu świetnie potrafił ją ukryć.
   - Tak to ja - dudniło w moich uszach. Tygrys schylił się i przymierzał do biegu. Jego oczy były czerwone, a sierść zmieniła kolor i teraz na jego miejscu stał jaguar. Najszybsze zwierzę na świecie.

Bzdura! Jak mówimy o zwierzętach lądowych, to najszybszy jest gepard.

 Rzuciłam koszyk na trawę i zaczęłam uciekać. Odwróciłam się podczas biegu, ale on tylko stał.
   - Szybciej! - kazał. Nie wiem jak to robił, ale jego głos dudnił w mojej głowie niczym bębny.

   Potknęłam się o korzeń i upadłam na brzuch. Odwróciłam się na plecy, a on stał przy mnie w ludzkiej postaci.

   - Nie jesteś najlepsza w ucieczce - powiedział. 

Taki peszek. No ale jak nie ucieczka, to co pozostaje najlepszą obroną...?

Pochylił się nade mną, a ja wycelowałam w niego dłonią i wydobył się z niej podmuch ognia. Upadł na ziemię trzymając się za twarz, a ja zdążyłam mu uciec.

Miło, że sobie przypomniałaś, że tak umiesz. Mogłaś go potraktować ogniem lub pociskami z lodu jeszcze jak tam stał, będąc tygrysem, czyż nie? No bo wiesz, nawet jeśli był silniejszy od ciebie, to mogłaś go w ten sposób zdezorientować i mieć szansę na ucieczkę.

Rozdział 3
 Wpadłam do pokoju dyrektorki bez pukania, co ją bardzo wkurzyło. Pomieszczenie było bardzo małe. Na podłodze leżały stare panele, a na ścianach znajdowała się brązowa tapeta w wielkie kwiaty. Z prawej strony przy ścianie stało jej ogromne biurko. To ono zajmowało najwięcej miejsca w pokoju. Siedziała za nim bawiąc się swoim długopisem. Z lewej strony stała szafa, która była tak wypchana różnymi papierami, że nie chciała się zamknąć.

Tak więc co mi się tu nie podoba, panno Zuzo? 
Raz: najpierw sobie czytam o rozwijającej się akcji, a potem bezczelnie wtrąca się opis gabinetu. Trzeba to oddzielić akapitem. 
Dwa: szalejąca czcionka. Owszem, jest duża i czytelna, ale na przykład słowo "biurko" wyolbrzymia się od reszty, zupełnie jakby chciało pokazać, jakie jest ogromne. 
Trzy: do dalszego opisu wtrąca się czyjaś czynność. Przeczytaj to: 
"Przy ścianie na biurku stał jej komputer. Wyróżniał się od reszty. Siedziała przy nim, pisząc analizę. Z lewej strony od biurka stało łóżko.
Nie brzmi zbyt dobrze, prawda? 
No i cztery: kto siedział przy biurku, bawiąc się długopisem? 
No dobra, jeszcze pięć: w przypadku wystąpienia imiesłowu i czasownika w jednym zdaniu, część nadrzędną i podrzędną oddzielamy przecinkiem, czyli: 
"Siedziała za nim, bawiąc się swoim długopisem." 

Zresztą to zdanie i tak dziwnie brzmi. Jakby nie można było zwyczajnie napisać: "Siedziała za nim i bawiła się długopisem."
  
Gdy dyrektorka mnie zobaczyła zrobiła się cała czerwona ze złości, ale powiedziała tylko:
   - W czym mogę pomóc panno Owen?

Dziewczyna z Polski ma obcobrzmiące nazwisko? Południowo-zachodnia cześć naszego kraju była pod zaborem pruskim, więc nazwiska brzmiące z niemiecka jeszcze przejdą, ale że takie?

[Pani Bodine, bo takie jest nazwisko dyrektorki, orientuje się, że uczennica jest wyczerpana, więc pozwala nastolatce usiąść. Jagoda opowiada o zmiennokształtnym.]

- Ile miał lat?- zapytała tylko. Nawet na mnie nie spojrzała. Patrzyła tylko na przestarzałe panele położone na podłodze.
   - W moim wieku. - Moje serce biło już wolniej i uspokoiłam się.- Co pani zrobi?
   - Ogłoszę alarm gotowości. Nie możemy wyjechać, bo on pojedzie za nami i to go jeszcze bardziej zezłości. Jedyne wyjście to albo go pokonać, albo dać mu do zrozumienia, że z nami nie wygra. Gdzie go widziałaś? – wyjęła megafon z szafy.

Czy to aby nie pochopne tak wszczynać alarm po zeznaniach jednej uczennicy? Może się okazać, że smarkula kłamała, żeby zrobić na złość dyrekcji. Choć z drugiej strony chodzi tu o zmiennokształtnego mordercę. Problem. 
 [...]
-W lesie, byłam na malinach. Zna go pani?
   -Prawdopodobnie to syn mojego męża. Skazałam mu ojca na śmierć i teraz chce się zemścić .Chyba nazywa się Marcin, ale nie jestem pewna.- Dyrektorka miała kiedyś męża Wojtka, ale ten zrobił sobie dziecko z inną i rozwiedli się. Wtedy zaczęły się ataki z jego strony. Zabijał uczniów, a pani Bondine skazała go na śmierć. Niestety przed śmiercią urodził mu się syn. Byliśmy pewni, że nie ma on żadnych mocy, aż do teraz.

Ej, to Jagoda zna tę historię? Tak pytam, bo moim zdaniem schludniej by było, gdyby opowiedziała to dyrektorka... która przy okazji zmieniła nazwisko.

 – Dzisiaj nie będziemy mieli żadnych lekcji. Muszę wezwać posiłki z południowej części Polski. Może przyślą tu tych najlepszych uczniów. I pamiętaj, że nikt nie może nawet na najmniejszą chwilę zostać sam. Gdy będziecie w grupie to nie zaatakuje. A teraz wracaj do przyjaciół i opowiedz im o wszystkim. Możesz odejść.
   - Dziękuję.- powiedziałam i wyszłam z gabinetu dyrektorki.
   Wpadłam do domku Gośki, w którym wszyscy siedzieli i powiedziałam co i jak.
   -Więc nie mamy nigdzie chodzić sami- skończyłam.
   -Okej, ale tak w zasadzie to nie mamy się czego bać –powiedziała lekkomyślnie Nina- przecież jesteśmy od niego o wiele silniejsi. Po prostu pójdźmy do lasu i wygońmy go.
   - On może zmienić się nawet w muchę. Nie znajdziemy go, a nic nam nie da zabijanie wszystkich zwierząt w lesie - odezwał się Tomek, który był w wieku Niny. Dogadywali się świetnie i można by rzec, że między nimi coś iskrzyło.

A było wspomniane, ile lat ma Nina? Wiemy tylko, że Jagoda obchodziła siedemnaste urodziny.
 
-To co, zaczynamy szkolenie sami?- zaproponował Kuba. – Przecież jak będziemy w grupie to nas zostawi w pokoju.

Wiem, że mógłby zostawić was w spokoju albo dać wam pokój (to takie bardziej archaistyczne określenie). Jeśli zostawi was w jakimś pokoju przywiązanych do krzeseł, raczej nie wróży to dobrze.

[Ekipa zgadza się na pomysł Kuby.]

Rozdział 4
[...]
  - Kuba, możemy porozmawiać? –zapytałam.
   - No jasne, moja Jagódko – ostatnio cały czas tak do mnie mówił. Naprawdę zachowywał się dziwacznie, tym bardziej, że też nie lubił, jak ktoś tak do mnie mówił.

   - Słuchaj…- niby jak ja miałam mu powiedzieć to co myślę? Chyba dostanę migreny… - Ostatnio zachowujesz  się dziwnie… Może chcesz porozmawiać o ostatnich wakacjach?

   - Wiesz co… Nie obraź się, ale muszę trochę jeszcze poćwiczyć.

   - Kuba…

 Ten Kuba sam się prosi o nielubienie go, więc go nie lubię. Nie tylko dlatego, że nie ma fioletowych oczu.

  
 Oddalił się ode mnie i próbował ożywić latarkę, którą znalazł w swoim plecaku.

Takie pytanko: ożywianie figurek jeszcze rozumiem, ale co będzie robić ożywiona latarka? Mrugać światełkiem i skakać na trzonku?

 Usiadłam na czystej trawie i oparłam się o drzewo. ZAŁAMKA! Westchnęłam i myślałam o nim. Potem wstałam i ćwiczyłam dalej.

Ojej, ale mam doła! Chłopak mnie odrzuca!
...
Okej, już mi przeszło, idę ćwiczyć.
   
Gdy już zbieraliśmy się by iść do szkoły usłyszałam znajomy mi głos:
   - Może poćwiczycie jeszcze z nami? – zmiennokształtny uśmiechał się szyderczo. Za nim stało jeszcze dwóch chłopaków.

   - Jest nas więcej –odparłam z zaciśniętymi zębami – przegrasz.

Pojawianie się znikąd- odhaczone. Przecinek tak zląkł się złych kolesi, że uciekł sprzed "by".
 - Nie byłbym tego taki pewny –pstryknął palcami i chłopak obok zaczął się trząść, a potem jego głowa i reszta ciała rozdzieliła się na pół. Drugi chłopak zrobił tak samo. Teraz było ich pięciu.

Hę? Klonowanie zalicza się do zmiennokształtności? 

 Marcin zmienił się w wielkiego goryla i zanim zauważyłam zaczął nas atakować, a za nim pozostali.

... a kolejny przecinek zobaczywszy, że rozpoczyna się bijatyka, dyskretnie się oddalił, bo do odważnych nie należał.
Deni Len sugeruje: "[...] i zanim się zorientowałam, zaatakował nas [...]"

[Wszyscy zaczynają się bić za pomocą swych mocy.]

 Zmiennokształtny oczywiście zbliżał się do mnie. Wycelowałam w niego ręką i wystrzeliłam ostre pociski z lodu.
   Odbił je pięścią, podbiegł bliżej i złapał mnie w pasie. Zmienił się w ogromnego orła i już trzymał mnie w swoich wielkich szponach. Czułam jak jego pazury wbijają mi się w skórę. Unosiliśmy się w powietrzu.

   - Następnym razem nie przyjdziecie do lasu! - dudniło w mojej głowie. Czułam, że mózg mi zaraz eksploduje.
   Nagle puścił mnie i leciałam prosto na twarde gałęzie drzew.

Czy Jagoda przeżyje ten upadek? I czy jej przyjaciele przegonią złe klony? Ciąg dalszy (być może) nastąpi... 

Z salki telewizyjnej pozdrawia was zakładająca ciemnofioletowe soczewki na oczy Deni Len

3 komentarze:

  1. No to nadrabiam komentarzowe zaległości.
    Powiem ci, że całkiem przyjemnie mi się tę analizę czytało. :) Poprawiła mi humor po niezbyt udanym dniu i teraz mogę się spokojnie relaksować.
    BoCHaterka faktycznie jest "geniusem". Aż głowa boli od facepalmów.
    Do miłego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "– Dzisiaj nie będziemy mieli żadnych lekcji. Muszę wezwać posiłki z południowej części Polski."
    Mnie te posiłki z południowej Polski skojarzyły się z tym, że na pomoc przyjadą im górale z ciupagami.XD

    I fajna analiza.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. stadko autorek wychwala nad niebiosa twórczość innej autorki
    Wychwala się POD niebiosa. http://sjp.pwn.pl/slownik/35641/

    To tworzenie przedmiotów też zalicza się do możliwości magii lodu lub ognia? No sorry, to że Elsa w "Krainie Lodu" zrobiła sobie sukienkę i ożywiła bałwana nie oznacza, że bohaterki innych dziełek mogą tworzyć "własnorobne" łyżwy.
    Tak właściwie dlaczego ktoś władający magią lodu nie może stworzyć sobie tych łyżew? Bo nie? Bo ty sobie nie życzysz? Jakieś argumenty? Cokolwiek?

    Bardzo dużo mi to powiedziało, ale nie. Bo jakie były te oczy? Ciemnoniebieskie, ciemnozielone czy może ciemnofioletowe?
    Nie, oczywiście, że na myśl nie przychodzą przede wszystkim brązowe. Po co czepiać się na siłę?

    Te oczy... które jednak nie są ciemnofioletowe. A szkoda
    Tylko się nie rozpłacz.

    Gdy miałam czternaście lat moje oczy zmieniły kolor. Kiedyś miałam zielone, a teraz jedno oko było niebieskie, a drugie złote.

    Mhm... Fascynujące. Z jednego szpanowskiego koloru na drugi. A raczej na dwa. Chyba bardziej merysójkowo się nie dało. Zaraz... dało się; zamiast oczu mogłaby mieć dwa kameleony, tak jak pewna hrabina... (materiał zanalizowany przez ekipę z Fortecy Red)

    Jeeeej, mam szpanerski kolor oczu. Zielony, soł fakin junik.

    zaczęłam rozglądać się do[o]koła.
    Obie formy są poprawne i równoważne.
    http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=54000
    http://sjp.pwn.pl/slownik/2453384/I_dokoła
    http://sjp.pwn.pl/slownik/2453385/II_dokoła

    Znów odwróciłam głowę, ale nikogo tam nie było. Przerażenie oblewało mnie od stóp do głów. Brzuch mnie bolał, a po nogach przeszedł mi dreszcz. Byłam tak zdrętwiała, że nie mogłam się ruszyć.

    Rozumiem, że z człowiekiem robią się różne dziwne rzeczy, kiedy jest przerażony, ale że tak szybko i tak bardzo ją wzięło? Niezła jest.

    Chyba nigdy nie widziałaś napadu paniki.

    słowo "biurko" wyolbrzymia się od reszty
    Albo „jest wyolbrzymione”, albo „odcina się od reszty/wyróżnia się na tle reszty”.

    Gdy dyrektorka mnie zobaczyła zrobiła się cała czerwona ze złości, ale powiedziała tylko:
    - W czym mogę pomóc panno Owen?

    Dziewczyna z Polski ma obcobrzmiące nazwisko? Południowo zachodnia cześć naszego kraju była pod zaborem pruskim, więc nazwiska brzmiące z niemiecka jeszcze przejdą, ale że takie?

    A jednak: http://www.moikrewni.pl/mapa/kompletny/owen.html // @pogrubienie: Ahahahahahahahahahaha, wróć do szkoły albo chociaż skorzystaj z internetu, żeby nie robić z siebie. ;D

    -To co, zaczynamy szkolenie sami?- zaproponował Kuba. – Przecież jak będziemy w grupie to nas zostawi w pokoju.

    Wiem, że mógłby zostawić was w spokoju albo dać wam pokój (to takie bardziej archaistyczne określenie). Jeśli zostawi was w jakimś pokoju przywiązanych do krzeseł, raczej nie wróży to dobrze.

    http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=45878

    Gdy już zbieraliśmy się by iść do szkoły usłyszałam znajomy mi głos:
    - Może poćwiczycie jeszcze z nami? – zmiennokształtny uśmiechał się szyderczo. Za nim stało jeszcze dwóch chłopaków.

    - Jest nas więcej –odparłam z zaciśniętymi zębami – przegrasz.

    Pojawianie się znikąd- odhaczone. Przecinek tak zląkł się złych kolesi, że uciekł sprzed "by".

    Brakuje też drugiego przed „usłyszałam”. // Tobie natomiast uciekła spacja sprzed nawet-nie-myślnika.

    OdpowiedzUsuń